Jesienne infekcje dają nieźle popalić rodzicom maluchów. Lekarze przypominają, że jeśli dziecko nie jest obłożnie chore, opiekunowie nie powinni się bać świeżego powietrza. Dla odmiany można się np. wybrać na spacer. A co z placami zabaw? Rodzice mają bardzo skrajne podejście do tego tematu. Nasza czytelniczka miała ostatnio ostrą wymianę zdań z inną mamą. Kto ma rację?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Ta jesień jest wyjątkowo ciężka. Synek poszedł do przedszkola i się zaczęło. Jak nie katar, to gorączka. Od początku września więcej dni spędził w domu niż w przedszkolu. Niestety ostatnia choroba była poważniejsza – bakteryjne zapalenie oskrzeli.
Miał katar, kaszel, czasem niewielką gorączkę, czuł się całkiem nieźle. U lekarza okazało się jednak, że osłuchowo jest słabo. Badania krwi także kiepskie. Poza inhalacjami lekarz przepisał antybiotyk. Oczywiście syn nie mógł chodzić do przedszkola, jednak czuł się dobrze, jak na chore dziecko.
W drugim tygodniu izolacji postanowiłam, że nawet dla odmiany musi trochę wyjść na dwór. Mieszkamy niedaleko placu zabaw. Spragniony takich atrakcji synek od razu chciał się tam udać. Był przeszczęśliwy, choć nie było innych dzieci!
Z chorym dzieckiem to do lasu
Na plac zabaw przyszła inna mama z synkiem. Chłopcy jednak nie byli nawet zainteresowani wspólną zabawą. Więc nie zamierzałam panikować. Wiedziałam, że choć moje dziecko jeszcze trochę kaszle, to jest kolejny dzień na antybiotyku i już nie zaraża.
Nagle moje dziecko zakaszlało parę razy donośnie, a kobieta dopadła mnie, robiąc dziką awanturę. 'Oszalała pani, z chorym dzieckiem na plac zabaw przychodzić?! Z kaszlącym dzieckiem to w domu się siedzi, albo co najwyżej do lasu można zabrać, a nie do innych dzieci. Chce pani nas zarazić? Absolutny brak odpowiedzialności!' – darła się, nie dając mi dojść do słowa.
Byłam w szoku, bo chłopcy nawet nie stali obok siebie, każdy się bawił na innym krańcu placu zabaw. Choć początkowo chciałam się kajać, to po chwili uznałam, że przecież ja nie robię nic złego. Lekarz powiedział, że syn nie zaraża i może wychodzić na dwór. Miał ochotę, więc poszliśmy na plac zabaw.
Nic nie usprawiedliwia takiej reakcji
Nie mam absolutnie za co przepraszać. Nie zabrałam go na salę zabaw czy do czyjegoś domu, a na świeże powietrze. Teraz to tak naprawdę inne dzieci stanowią zagrożenie dla mojego syna, bo jest mocno osłabiony.
Taka forma 'zwrócenia uwagi', jest dla mnie bezczelna i niedopuszczalna. Nic nie usprawiedliwia chamstwa i agresji.
Owszem, rozumiem niepokój tej mamy. Słyszy jedynie kaszlące dziecko i nie musi wiedzieć, jaki dokładnie jest jego stan zdrowia, ale przecież dzieci nawet do siebie się nie zbliżyły. Po co ta cała afera?".
A jakie jest wasze zdanie na temat zabawy na placu zabaw? Podobnie jak nasza czytelniczka uważacie, że świeże powietrze jest dla wszystkich dzieci? A może to atrakcja tylko dla dzieci bez objawów infekcji?