Zgodnie z prawem szkolne składki – np. na radę rodziców, papier ksero czy organizację klasowych imprez – są dobrowolne. Tyle w teorii. W praktyce większość rodziców sięga do portfela, nawet jeśli kręci przy tym nosem. Choć niektórych z powodu trudnej sytuacji finansowej nie stać na opłacanie szkolnych składek, Agnieszka napisała o trzeciej grupie: tych, których stać, jednak odmawiają płacenia. Agnieszka nazywa ich "cwaniakami".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Rada nie może w żadnym przypadku ustalać jakichkolwiek obligatoryjnych opłat, ani dla rodziców, ani innych osób (podmiotów) działających wokół szkoły. Może natomiast podejmować wszelkie działania zachęcające do wpłat. Niebagatelne znaczenie w takiej sytuacji ma wskazanie celu i argumentowanie zasadności jego realizacji" – możemy przeczytać w komunikacie Ministerstwa Edukacji i Nauki.
Składki na radę rodziców to jedno. Do tego dochodzą: nieobowiązkowe ubezpieczenie szkolne NNW, opłaty za papier ksero, organizacja imprez typu Dzień Kobiet, klasowe wyjścia do kina czy teatru, upominki z okazji mikołajek, szkolne dyskoteki, kwiaty i prezenty dla nauczycieli przy okazji Dnia Edukacji Narodowej... Tu 10 zł, tam 15 i w ciągu całego roku szkolnego zbiera się niezła sumka. Dodajmy do tego koszt wycieczek klasowych, a ten może wynosić nawet 1000 zł.
Przy takich wydatkach rodzice obierają różne strategie. Większość zaciska zęby i płaci, ale są tacy, którzy nie mają zamiaru się dorzucać – a ich powodem wcale nie jest trudna sytuacja ekonomiczna. Przeczytajcie mail Agnieszki:
Stać ich, ale nie płacą
"Piszę o tym problemie, bo liczę, że jak się to nagłośni, to te niektóre mamuśki się obudzą i w końcu przejrzą na oczy. Jestem w trójce klasowej i komitecie rodzicielskim, ten temat pieniędzy pojawia się więc często. No bo nie oszukujmy się, właściwie nie ma miesiąca, żeby nie pojawiła się jakaś zbiórka. Najwięcej jest we wrześniu, bo wtedy zbieramy deklaracje od rodziców i wpłaty na ten start roku, ale potem wychodzą w praniu jakieś wycieczki do kina czy klasowe imprezki, no i czasem trzeba coś dopłacać.
Moje dziecko jest w szóstej klasie, więc dobrze znam tych rodziców, a w życie klasy angażuję się od początku. Mój problem jest taki, że niektórzy rodzice migają się od płatności. Nie dlatego, że ich nie stać, ale dlatego, że to tacy cwaniacy, którzy myślą, że wszystko im się należy. Właściwie cwaniaczki, Karyny takie, bo akurat z ojcami to zawsze idzie się dogadać, oni tak logicznie podchodzą do tego, a matki to wiadomo. Inna kategoria.
Mieliśmy w ostatnim czasie zbiórkę na Dzień Nauczyciela no i większość wpłaciła, ale kilka matek nie. To jest taka grupka, która trzyma się ze sobą od początku szkoły. Paznokcie mają zawsze zrobione, oko umalowane, ubrane fajnie całkiem, dzieci też nie chodzą jakieś zabiedzone, nawet powiedziałabym, że takie są raczej dobrze sytuowane. Ale na radę rodziców czy trójkę klasową nie płacą, bo nie. Bo szkoła jest publiczna, a skoro zbieramy we wrześniu troszkę większą kwotę pieniążków, to przecież starczy dla wszystkich.
Powinny dostać nauczkę
A my zbieramy te pieniądze dla dzieci. Dla ich edukacji, ich rozrywek. My kupujemy nagrody z tego, organizujemy wydarzenia, ale też płacimy np. za wycieczki dzieci, które mają w domu taki sajgon, że te paniusie to czegoś takiego na oczy nie widziały. Tam jest przemoc, tam jest alkohol. A te dzieci też mają prawo do wyjazdów, wyjścia do kina itd. Ich rodzice nie zapłacą. Często nie pojawiają się na zebraniach albo przychodzą wcześniej czy wychodzą, bo praca, bo zajęcia, bo drugie, trzecie dziecko też ma zebranie itd.
Serce mnie boli, że takie babsztyle mogą, ale nie płacą, ze złośliwości, a my potem musimy kombinować, jak to wszystko spiąć. To nie jest sprawiedliwe, ale życie nie jest sprawiedliwe. No i ja też mam dość. Mam dość, że muszę wykładać te pieniądze i płacić też za ich dzieci, chociaż one tego nie potrzebują.
Czasem na serio tracę cierpliwość i mam ochotę coś im powiedzieć albo te dzieci segregować. Powiedzieć przewodniczącej, że robimy listę. I te biedniejsze dzieci dostają wsparcie, a dzieci bogaczek, co to im się poprzewracało, wiecie gdzie, to nie. I może się jak te dzieciaki wykluczy, to matki zrozumieją. Wiem, że to kiepski sposób i tak się nie stanie, ale myślę, że może to by je czegoś nauczyło. Bo z baranem się inaczej nie dogadasz, musisz beczeć jego językiem".