Magdalena Sierocka, nauczycielka, której głos warto usłyszeć i którą często cytuję, opublikowała post. Niepozorny, mieszczący w sobie scenę jakich wiele. A może właśnie niewiele…
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Scena, której była świadkinią, sprawiło, że otworzyły się w niej zabliźnione rany. Traumy, które z edukacyjnej drogi zna większość z nas. Na tyle powszechne, że często nieuświadomione.
Rzecz o szacunku do drugiego człowieka. O ludzkim, fundamentalnym prawie do bycia widzianym i usłyszanym bez względu na wiek.
Skrywane przez lata traumy
Fragment posta:
"– Co robisz? – pyta siedmiolatek, dosiadając się do stolika zajmowanego przez trzy rozmawiające ze sobą nauczycielki i patrząc na otwarty komputer jednej z nich.
– Robię tabelki na zajęcia dodatkowe – odrzekła.
– Aha – odparł i posiedział jeszcze chwilę, na jego twarzy widać było zastanowienie, czy tabelki to coś ciekawego, czy nie. Widocznie uznał, że nie, bo pobiegł do reszty bawiących się dzieci".
Sytuacja, niezauważona przez nikogo poza Sierocką, wywołuje w jej układzie nerwowym reakcję. Ożywia zapomniane traumy, aktywuje znany lęk. Sierocka znowu staje się dzieckiem, które w takiej sytuacji szkolnej swoich czasów usłyszałoby: "Nie twoja sprawa", "Idź stąd".
"Widzę obrazek dziecka, które chowa głowę w ramiona i chce zniknąć. Aktywuje się współczulny układ nerwowy, który mówi 'uciekaj, zagrożenie'. Uruchamia się toksyczny wstyd. Automatycznie odchodzi od stolika, odbiega wręcz. Odbył właśnie ważną lekcję: kto ma siłę, ten ma władzę.
Te wszystkie obrazy przelatują mi w pół uderzenia serca, kiedy to zamroziło mnie na moment, gdy byłam świadkiem zupełnie innej rzeczywistości relacji pomiędzy dorosłymi i dziećmi. To była taka sytuacja, w której nauczycielka odpowiedziała dziecku tak, jak odpowiada się drugiemu człowiekowi – drugiemu dorosłemu, pani w sklepie, żonie, szefowi, komuś w autobusie. Życzliwie i normalnie. Zwyczajnie odpowiadając na pytanie".
Jest coś poruszającego w jej słowach.
Jest coś poruszającego w tej scenie. Chociaż wydaje się tak zwyczajna. Tymczasem przyszło nam żyć w czasach, w których dzieci traktowane są jako pełnia dopiero teraz i wciąż wybiórczo.
Nie muszą zajmować "stołów dla dzieci", "siedzieć cicho", "nie przeszkadzać dorosłym".
Mogą współistnieć z dorosłymi w zdrowych relacjach pełnych szacunku.
I to jest coś, co mnie również wzrusza. Mam nadzieję, że za kolejne lata, nie będzie to już zaskoczeniem, stanie się normą.