Krzyczy, płacze, oczy wypełniają się łzami. Niby nic, co się stało? Skąd ta reakcja? Krzyczy głośniej, piąstkami uderza o ziemię, to boli, więc znowu łka intensywniej. W głowie i ciele rodzica włączają się wszystkie tryby awaryjne. Uciekać czy nałożyć maseczkę tlenową temu małemu człowiekowi u naszych stóp? Zawsze to drugie, choć to niełatwe.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Dziecko, które najbardziej łaknie miłości, prosi o nią w najtrudniejszy do kochania sposób".
Znowu krzyk?
Naszym wielkim błędem, jako dorosłych, jest oczekiwanie od naszych dzieci, że będą zachowywać się tak jak my. Tymczasem to po prostu nie jest możliwe. Ich układ nerwowy, ale również wszelkie obszary mózgu odpowiedzialne za emocje, kontrolę, reakcję, nie są na to gotowe.
Coś zawsze kryje się za niepożądanym zachowaniem lub pod nim. Te ukryte czynniki to zwykle niezaspokojone potrzeby. Kiedy rodzice potrafią określić, jakie są te niezaspokojone potrzeby, zazwyczaj stwierdzają, że te podstawowe potrzeby to potrzeby, które chcą wspierać. Innymi słowy: trudne zachowania dziecka są niepożądane, ale potrzeby kierujące tymi zachowaniami są zrozumiałe!
Dzieci, które zachowują się naprawdę źle, prawdopodobnie same czują się niekochane, niechciane, niewartościowe, niezdolne, bezsilne lub zranione. Reakcją, której potrzebują, nie jest większa kontrola ani intensywniejsze kary (kary nigdy nie stanowią dobrego rozwiązania). One potrzebują zrozumienia, współczucia i wsparcia. Potrzebują miłości.
Empatia, czułość, uważność, świadomość. To rozwiązanie na większość trudności wychowawczych. Dziecko nie zachowuje się intencjonalnie źle po to, by nas skrzywdzić. Dziecko woła, komunikuje, albo nie potrafi inaczej zareagować. Wyjście z tego założenia powinno być fundamentalne. Zdejmuje z nas bowiem osąd, złość i chęć ukarania dziecka.
Kiedy już osadzimy się w sobie i zaufamy swojej dojrzałej mądrości, co nie zawsze jest łatwe, okażmy dziecku, że jego emocje są zauważone. Że są ważne, takie, jakimi są. Psycholodzy nie mają wątpliwości: dziecko, które widzi, że rodzic towarzyszy mu w każdym stanie, czuje się kochane.
Nie tylko wtedy, kiedy jest dobrze. Nie tylko wtedy, kiedy jest "grzeczne" i poukładane. Jego emocje i jego człowieczeństwo są akceptowane w każdej postaci. Co nie jest jednoznaczne z tym, że mamy jako dorośli akceptować wyrywanie sobie włosów z głowy przez dziecko lub inną niepożądaną reakcję.
Adekwatna reakcja
Tutaj znowu jest naszą rolą, dorosłego rodzica, by nawigować dziecko w tym, jak może poradzić sobie z intensywnością emocji. Jeśli krzyczy głośniej niż zwykle, prawdopodobnie cierpi bardziej niż zwykle. Zauważmy te emocje, i z empatią i miłością, po wszystkim porozmawiajmy z dzieckiem o tym, że istnieją inne metody na wyrażanie złości.
Bezpieczne granice to coś, co nie tylko możemy, ale powinniśmy ustalać z dzieckiem i dla dziecka.
Wiem, że to wszystko bywa niezwykle trudne. Sama często jestem w tym miejscu. Rodzicielskim rozdrożu, w którym z jednej strony szepce mi do ucha cała zdobyta wiedza, a z drugiej ludzki gniew, że córka płacze kilkanaście minut z powodu ołówka.
Pomaga oddech. Akceptacja tego, że tak wygląda rodzicielstwo. Tak wygląda życie. Pełne jest emocji, które potrafią być niefajne, nieprzyjemne w dotyku, cuchnące.
Zaopiekowane chowają kły, zwijają się w miękki kłębek włóczki. I znowu dziecko jest pachnącym małym, tylko naszym, człowiekiem… Zawsze jest. Nie zapominajmy o tym.