Maluchy zdecydowanie nie lubią długich podróży. Siedzenie przez kilka godzin w jednym miejscu jest dla nich nudne i trudne. Nie brakuje historii oburzonych pasażerów atakujących rodziców, którzy "nie potrafią zapanować nad własnymi pociechami". Na szczęście nie wszyscy tak reagują. Czasem wystarczy tylko odrobina empatii i uważności na drugiego człowieka. Iza trafiła na ludzi, którzy zauważyli, że młoda mama jest w potrzebie. Ta historia przywraca wiarę w ludzi.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Jakiś czas temu podjęliśmy jedną z trudniejszych rodzinnych decyzji w naszym życiu. Ze względów finansowych mąż tymczasowo przeniósł się do Niemiec, gdzie aktualnie pracuje, a ja zostałam w Polsce sama z dziećmi. W tamtej chwili myśleliśmy, że to rozłąka będzie największym problemem. Jednak po kilku miesiącach samodzielnej opieki nad niemowlakiem i 3-latkiem przestałam dawać radę.
Czuwanie nad synami 24 godziny na dobę bez żadnej pomocy zaczęło mnie przerastać. (Samotne mamy jesteście moimi bohaterkami!). Maluch kiepsko sypia, często ma kolki, a gdy już śpi, to i starsze dziecko dopomina się uwagi. Mój 3-latek z kolei jeszcze nie przesypia całych nocy, potrzebuje pomocy w skorzystaniu z toalety nocą, woła także, gdy chce pić. Czasem ma koszmary. Nie pamiętam, kiedy ostatnio przespałam całą noc. Straciłam jakikolwiek czas na odpoczynek i regenerację.
To nie była łatwa decyzja
Zaczęła się czuć, jak cień samej siebie, często bywa mi smutno. Tęsknię za mężem i za naszym życiem. Nie bardzo możemy liczyć na pomoc, tu gdzie mieszkamy. Uznałam, że dłużej nie dam rady. Przyjęłam więc zaproszenie od mojej mamy, choć nasze relacje nie są łatwe, a mama pracuje. Stwierdziłam, że choć minimalne wsparcie może pozwoli stanąć mi znowu na nogi.
Mama mieszka na drugim końcu Polski. Spodziewałam się, że kilkugodzinna podróż pociągiem może być trudna, ale do końca nie byłam pewna, na co się piszę. Czułam, że wykrzesam resztki sił, by to jakoś ogarnąć. Przez pierwsze 40 minut było ok, a potem zaczął się dramat...
Było mi wstyd
W przedziale z nami jechała młoda para, a mi było potwornie głupio. Każde z dzieci mocno się niecierpliwiło, a ja już zupełnie nie wiedziałam, co mam najpierw zrobić. Przepraszając pasażerów, bujałam na ręku płaczące niemowlę, jednocześnie próbując wygrzebać soczek i kredki dla syna. Czułam się tak bezradna i zawstydzona, że łzy zaczęły mi ciec po policzkach.
Płacz i zapętlone prośby zniecierpliwionego synka zaczęły mi dźwięczeć w uszach. Nagle poczułam dłoń na ramieniu. 'Słyszała pani, co powiedziałem?' – musiałam mieć głupi wyraz twarzy, bo w sumie to nie słyszałam. Pewnie prosili, bym ogarnęła dzieci, bo przeszkadzają, pomyślałam. 'Może jakoś pomogę?' – zapytał nieco zniecierpliwiony. Ja tylko przytaknęłam głową.
Najmniej toksycznie
Poprosiłam, by mężczyzna wyjął z torby napój i może kolorowankę dla syna. Zachęcony 3-latek od razu zapytał obcych ludzi, czy pomalują razem z nim. Widziałam brak zachwytu, więc zaoponowałam. Mężczyzna przecedził jednak przez zaciśnięte zęby, że nie ma sprawy.
Przez resztę drogi para zabawiała starszego syna, śpiewając piosenki, kolorując kolorowanki, naklejając naklejki. Wiem, że to nie była dla nich jakaś frajda. To było widać. Syn wpadał na kolejne pomysły, a oni brali głęboki oddech i robili to, co chce.
Na pewno woleliby posłuchać podkastu, czy poczytać książkę, ale widocznie uznali, że jeśli zajmą się moim synem, to ta podróż będzie mniej toksyczna nas dla wszystkich. Mimo braku zachwytu ciągle mnie zapewniali, że jest ok. Nawet jeśli zrobili to tylko dla własnego komfortu, jestem im ogromnie wdzięczna, bo byłam w totalnej rozsypce. Nie wiem, czy bez tego gestu przetrwałabym tę podróż. Z pewnością nie zniosłabym krytyki i pretensji.