Czy też majcie tak, że każdy kolejny etap rodzicielstwa wydaje wam się trudniejszy niż ten, który już przerobiliście wcześniej? Np. mnie bunt 3-latka wydaje się być banalnym zagadnieniem w porównaniu z wychowawczymi wyzwaniami, z jakimi trzeba się mierzyć, mając w domu 9-latkę. Myśl o wieku nastoletnim przeraża mnie jeszcze bardziej. Ale czy to nie jest tak, że po prostu boimy się nieznanego?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wychowanie to proces, w którym nie tylko kształtujemy własną pociechę, ale także sami wiele się uczymy zarówno o swoim dziecku, jak i o sobie. Poradniki może i pomagają, ale najwięcej zależy jednak od nas samych i od naszego nastawienia. Dla mnie najtrudniejsze było zrozumienie, że moje starsze dziecko jest zupełnie inne niż ja.
Jestem chorobliwą pedantką, która uwielbia ład, schematy i harmonogramy. Jestem także osobą, która lubi być przygotowana na każdą ewentualność. Podczas gdy młodsza córka od małego staje w poprzek wszystkiego, tupie nogą i krzyczy, gdy coś jej nie pasuje, starsza nigdy tak nie robiła. Przyzwyczaiła mnie, że grzecznie wykonuje wszystkie polecenia i podporządkowuje się do planu, który ja nakreśliłam. Przez to nawet nigdy nie pomyślałam, że może być inna niż ja.
Ile można powtarzać?
Gdy poszła do szkoły, początkowo pokazałam wieczorne rytuały i nowy poranny schemat. Niewiele różnią się od przedszkolnych, jednak oczekiwałam od 7-latki nieco więcej samodzielności, tym bardziej że na pokładzie pojawiło się niemowlę. Za nami bite 2 lata ględzenia, gderania, marudzenia, płaczu, sprzeczek i awantur o pakowanie plecaka, szykowanie ubrania, mycie zębów itp.
Nie było absolutnie żadnego dnia, by wszystko było gotowe na czas i by pamiętała, co ma zrobić. Nie pomagały listy zadań i wielokrotne upominanie. Rano snuła się jak zombie, miałam wrażenie, że czasem nawet zapomina, że ma przeżuwać kanapkę. Szczerze nienawidziłam tego, ale przecież chciałam, by w końcu była samodzielna. Zastanawiałam się, ile można razy powtarzać to samo, skąd brać więcej cierpliwości i jak wreszcie dotrzeć do mojego dziecka.
Ależ byłam głupia
Myślałam, może musi dorosnąć, ale we wrześniu była powtórka z rozrywki. Postanowiłam więc dać własnemu dziecku nauczkę. Zarządziłam nastawianie budzika córki 15 minut wcześniej, jeszcze przed wszystkimi. Jeśli nie będzie miała naszykowanego ubrania i plecaka, będzie miała czas, by to ogarnąć. Zobaczy, że to niefajne. A co, jeśli o czymś zapomni? Dzięki naturalnym konsekwencjom może w końcu zapamięta, że do szkoły trzeba szykować się wcześniej.
To była cenna lekcja, ale okazało się, że nie dla niej, a dla mnie. Córka jak nie szykowała się wieczorem, tak nadal się nie szykuje. Za to okazało się, że rano zakłada ubranie dostosowane do pogody i jej nastroju, starannie pakuje plecak. Jak zrobi to szybko, to zaczyna sama szykować sobie śniadanie. Je jakoś szybciej i pamięta o pozostałych czynnościach i obowiązkach, o niczym nie trzeba przypominać i popędzać. Szok!
Ja szykuję wszystko wieczorem, bo dla mnie każde 5 minut snu jest na wagę złota. Potem się zrywam i działam. Dla mojej pociechy wieczorne pakowanie to absurd, bo woli poczytać książkę. Za to dla niej wcześniejsza pobudka to nie problem, a spokojniejszy poranek pozwala jej się obudzić i lepiej funkcjonować.
I tak oto okazało się, że 15 minut i brak ingerencji dorosłego, zrobiło więcej niż 2 lata mojego gderania. Ale najważniejsze jednak jest to, że nareszcie zrozumiałam, że moja córka jest zupełnie innym człowiekiem niż ja i nie mogę wiecznie oczekiwać, że wskoczy w moje schematy, nawet jeśli do tej pory chętnie to robiła.