Nauczanie w szkole to praca, która wymaga poświęceń. Prawie codziennie słyszymy o tym, że nauczyciele mają śmiesznie niskie pensje, a oczekiwania wobec nich są ogromne. Przeczytajcie list czytelniczki o młodej nauczycielce, która dosłownie po miesiącu pracy rzuciła etat w szkole.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Moja córka chodzi do publicznej szkoły podstawowej, która w naszym mieście ma duże powodzenie wśród rodziców i dzieci. Szkoła jest dość duża, ale dyrektorka i nauczyciele są pełni entuzjazmu i naprawdę widać, że starają się dla tych dzieci zmienić smutną szarą systemową rzeczywistość. Niestety, nie każdy mimo tego radzi sobie z niektórymi aspektami pracy w edukacji" – rozpoczyna swój list nasza czytelniczka, mama uczennicy 4. klasy.
"Dobitnym przykładem okazała się matematyczka, która zaczęła w tym roku pracę w podstawówce córki i wzięła pod swoje skrzydła jej klasę. Julka zaczęła teraz 4. klasę. Cieszyliśmy się, że dostała matematyczkę, która dopiero zaczyna pracę w szkole. Myśleliśmy, że jest młoda, energiczna, ma otwartą głowę i chęć do współpracy z dziećmi. Wydaje mi się, że często te młode osoby zaraz po studiach wnoszą do nauczania jakąś taką świeżość i zarażają chęcią zgłębiania wiedzy".
Uciekła po miesiącu
Mama uczennicy opowiada, że nauczycielka przepracowała w szkole tylko miesiąc: "W przypadku matematyczki okazało się inaczej. Mimo tego, że szkoła naprawdę jest świetna, chyba przytłoczyła ją rzeczywistość związana z nauczaniem, Librusem, odpowiedzialnością, ale też pewnie swoje dołożyli roszczeniowi rodzice i niskie zarobki. Minął dosłownie miesiąc nauki, moja córka przychodziła i opowiadała z entuzjazmem o lekcjach i nowej nauczycielce.
Kilka dni temu, przed samym zakończeniem września, dostaliśmy w Librusie informację, że matematyczka zrezygnowała z pracy w szkole. Krótka informacja zestawiona z kilku słów zmroziła mnie i pewnie wszystkich innych rodziców uczniów 4. klasy. Jak to? Tak nagle?
Wiem, jakie są realia w szkołach, jak wygląda praca nauczycieli (mamy w rodzinie pedagogów pracujących w placówkach publicznych i prywatnych), ale zupełnie nie spodziewałam się tak szybkiej rezygnacji. Tym bardziej że pani była uwielbiana przez dzieci, zawsze uśmiechnięta i entuzjastycznie nastawiona. W poniedziałek nauczycielki nie było na lekcjach, przyszła jakaś inna nauczycielka, która powiedziała tylko, że jest na zastępstwo".
Rodzice się nie dziwią
"Na Messengerze jako rodzice posiadamy klasową grupę i tam rozpoczęła się dyskusja o nagłym odejściu matematyczki. Nikt nic oczywiście nie wiedział na pewno, bo nie otrzymaliśmy żadnych oficjalnych wyjaśnień ze szkoły. Ale w naszej rozmowie padły różne zdania, które faktycznie wydają się realne.
Nikt nie dziwił się matematyczce, choć każdemu było żal, że nasze dzieci straciły taką fajną nauczycielkę. Dzięki jej podejściu była szansa na to, że dzieci chętnie będą się uczyły i sukcesywnie przygotowały do egzaminu 8-klasisty. Prawda jednak jest taka, że za pensję, jaką dostaje nauczyciel matematyki na etacie, ciężko przeżyć przez miesiąc, szczególnie posiadając rodzinę. Zamiast przygotowywania lekcji i sprawdzania po nocy kartkówek, matematyczka może założyć działalność i udzielać korepetycji.
Na korepetycje nie brakuje chętnych, a ceny za godzinę zajęć są takie, że bez problemu można zarobić więcej, niż użerając się z systemem w publicznej podstawówce. Nawet jeśli jest to szkoła przyjazna uczniom i nauczycielom, to ciężko myśleć o tym, że praca tam jest najlepszym, co może człowieka spotkać..." – kończy swój list zasmucona czytelniczka.