Szkoły nie mają prawa, by ingerować w wygląd uczniów i uczennic – jednak wciąż to robią, zamieszczając w statutach zasady dotyczące m.in. koloru czy długości włosów, makijażu, piercingu. Napisała do nas mama uczennicy szkoły średniej. Dyrektorka placówki chce karać uczniów nieprzestrzegających regulaminu, mimo że ten bezprawnie określa reguły dotyczące wyglądu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Proszę o poradę, czy takie zachowanie, jakiego dopuszcza się dyrekcja w szkole mojej córki, jest w ogóle legalne. Córka chodzi do drugiej klasy liceum, gdzie w regulaminie są określone zasady wyglądu uczniów.
Niektóre są zapisane tak, że można je różnie interpretować, np. że uczniowie mają wyglądać schludnie i niezbyt wyzywająco. Są też bardziej szczegółowe, np. zabrania się farbowania włosów, bo mają być naturalne, zabrania się mocnego makijażu u dziewcząt i makijażu w ogóle u chłopców, nie można mieć kolczyków w innych częściach ciała niż uszy, a jeśli kolczyki są w uszach, to mają być to takie 'wkrętki', a nie wiszące czy kółka itp. No trochę tego jest.
Powiem szczerze, że mnie to oburza, bo uważam, że wygląd uczniów absolutnie nic nie mówi o ich zdolnościach, talentach, w żaden sposób nie przekłada się na wyniki w nauce. To sposób, w jaki młodzi ludzie wyrażają siebie. Nawet uważam, że dużo gorsze niż różowe włosy czy pomalowane paznokcie u chłopaka są ubrania z wielkimi logo drogich marek. Bo to może jakoś dzielić dzieci na te z bardziej i mniej zamożnych rodzin. Ale tego statut nie zabrania.
Dyrektorka przeprowadza jakieś polowanie na czarownice i moja córka została jedną z jej ofiar. Nie podam imienia córki, bo nie chcę, żeby ją ktoś rozpoznał, a wydaje mi się, że ta ingerencja szkół w wygląd uczniów to powszechny problem. Córka ma kolczyk na twarzy. Delikatny, prawie niewidoczny. Nie uważam, żeby to było coś złego, jak już wcześniej napisałam.
No i dyrektorka chodzi od tego tygodnia po klasach i wywołuje te osoby, które jej zdaniem łamią regulamin. Wszyscy ci uczniowie dostali uwagi i jeszcze powiedziano im, że jeśli do końca września nie dostosują się do regulaminu, to rodzice będą wzywani do szkoły i szkoła wyciągnie konsekwencje. W najgorszym wypadku mogą skreślić ich z listy uczniów, czyli wyrzucić. Nie każę córce wyciągać kolczyka, niech mnie wzywają, proszę. Zastanawiam się tylko, czy rzeczywiście może mieć z tego tytułu jakieś problemy".
Od redakcji:
Zgodnie z art. 99. Prawa oświatowego: "Obowiązki ucznia określa się w statucie szkoły z uwzględnieniem obowiązków w zakresie: (...) przestrzegania zasad ubierania się uczniów na terenie szkoły lub noszenia na terenie szkoły jednolitego stroju – w przypadku, o którym mowa wart. 100 obowiązek noszenia przez uczniów jednolitego stroju)".
Oznacza to, że szkoły nie mogą ingerować w wygląd uczniów. Zapisy w szkolnych statutach o konkretnej długości czy kolorze włosów, braku makijażu, piercingu, tatuażach, typie biżuterii, kolorze czy długości paznokci itd. są bezprawne.
Jeśli w szkolnym statucie znajdują się zasady dotyczące wyglądu uczniów, rodzice mogą zgłosić sprawę do kuratorium. Może to skutkować zmianą lub usunięciem konkretnego punktu w statucie, a czasem nawet utworzeniem nowego statutu – jeśli kuratorium uzna, że inne punkty również naruszają prawa uczniów.
Aktywiści walczący o prawa uczniów podkreślają, że szkoły próbujące ingerować w wygląd uczniów łamią ich konstytucyjne prawo do wolności.