We wrześniu ubiegłego roku Ministerstwo Edukacji i Nauki wydało komunikat dotyczący nauki w przedszkolu, w którym napisano wprost: "pobieranie dodatkowych opłat na zakup tzw. wyprawki lub żądanie zakupu wyprawki jest niezgodne z prawem". Mimo to część placówek wymaga od rodziców zakupu przyborów plastycznych i higienicznych. Agnieszka apeluje do rodziców, by sprzeciwili się takiej praktyce. "To dla dobra dzieci" – pisze w mailu do redakcji.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Piszę, żeby zaapelować do innych rodziców: nie dajcie się! Już tłumaczę, o co mi chodzi: o wyprawkę do przedszkola. Zgodnie z prawem publiczne placówki mają obowiązek zapewnić dzieciom przybory typu kredki, farbki, bloki, klej itd. Rodzic musi kupić dziecku kapcie na zmianę, ale na tym właściwie ta 'wyprawka' powinna się kończyć. A mimo to na stronach publicznych placówek i tak znajdziecie listy przyborów, które rodzice MUSZĄ kupić, poszukajcie sobie.
Córka idzie w tym roku do grupy 5-latków i już jakiś czas temu dostaliśmy od dyrekcji maila z załącznikiem, a w nim – cała lista rzeczy do kupienia. Papier xero, bibuła, kredki świecowe, kredki ołówkowe, flamastry, farby plakatowe, farby wodne, pędzelki... No dalej nie będę wymieniać, chyba rozumiecie, o co tu chodzi. Do tego była osobna lista ze środkami higienicznymi typu mokre chusteczki czy papier toaletowy.
Przecież to jest jakiś żart! To już drugi rok Klary w tej placówce, w zeszłym było tak, że mieliśmy przynieść kapcie, piżamki, jakiegoś jaśka, ubranie na zmianę 'w razie w' i mały ręczniczek do rączek, żeby było higienicznie. Inne rzeczy były finansowane ze środków Rady Rodziców bodajże. W tym roku coś się zmieniło, chyba nie ma na to już pieniędzy, bo teraz to my, rodzice, mamy to wszystko kupować.
Serio, to przedszkole nie zapewni mojemu dziecku papieru toaletowego? Chyba kogoś nieźle pos... No, wiecie, co mam na myśli. Przecież to jakaś żenada! Tyle się trąbi o inflacji, o tym, że wszystko drożeje, a tu jeszcze nam dowalają, jakbyśmy mieli mało wydatków.
Rozmawiałam z kilkoma koleżankami, widzę, że nie ma tu reguły. U jednej zawsze tak było, że to rodzice wszystko kupują, więc ona po prostu sprawdza listę na stronie przedszkola i tyle. U innej odwrotnie, to zawsze placówka finansuje te rzeczy poza kapciami, piżamkami itd. Dlaczego jest taka rozbieżność? Naprawdę nie rozumiem, bo podkreślam: mówimy o publicznych placówkach!
My nie dostajemy 300 plus, tak jak rodzice dzieci w wieku szkolnym, więc trzeba to wszystko kupić z własnej kieszeni. Jasne, że mogę kupić jak najtaniej, tak będę próbować, ale wiecie chyba, jak to wygląda, kiedy ma się w domu przedszkolaka zafiksowanego na punkcie jakiejś bajki. On wtedy chce mieć wszystko z ukochanym bohaterem, a te rzeczy zwykle są droższe. No nie przemówisz, trzeba kupić takie, jakie on chce, i tyle. Co z tego, że potem ciocie i tak to wszystko mieszają między dziećmi...
Rodzice, zbuntujmy się!
Dlatego apeluję do rodziców, do was, zbuntujmy się wszyscy i nie kupujmy tych cholernych wyprawek. Albo jakoś zawalczmy o siebie, niech nam też dadzą to 300 plus! Dlaczego mamy być gorsi?
Naprawdę nie wiem, co robić, bo tu jest potrzebne jakieś systemowe rozwiązanie. Przecież nie powiem dziecku, że mu czegoś nie kupię, bo będzie czuło się gorsze od innych. A jeśli rzeczywiście nie kupiłabym tych chusteczek, kredek czy papieru, to co? To kiedy inne dzieci będą rysować, moje będzie patrzeć? Kiedy poleci mu z nosa, będzie tak siedzieć z tym gilem do pępka, dopóki nie przyjdę go odebrać? Wolne żarty.
Rodzice, w nas siła. Zawalczmy, o siebie, o nasze dzieci, o nasze portfele. Absurd, żeby to miało tak wyglądać! No. Jeśli uznacie, że to się nada, zgadzam się na opublikowanie mojego listu. Może dotrze do innych rodziców i pozwoli im przejrzeć na oczy".