Przebywanie w restauracji z dziećmi to kontrowersyjny temat: rodzice chcą często normalnie funkcjonować, nawet mając maluchy pod opieką, ale nie zawsze inni goście są do tego przychylnie nastawieni. Nawet jeśli dzieci są spokojne, ciche i zajmują się swoim posiłkiem. Przeczytajcie historię Mileny, która spędziła wakacje na all inclusive w Czarnogórze.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Pojechałam z mężem i dziećmi na wakacje do Czarnogóry. Wybraliśmy opcję all inclusive, bo było naprawdę korzystnie cenowo, a do tego hotel z wieloma wygodami, to coś, czego potrzebowałam. Mamy syna w wieku przedszkolnym i córkę, która ma 9 miesięcy, więc zależało mi na tym, żeby nie musieć sprzątać, gotować i myśleć, jakie atrakcje zapewnię dzieciom" – rozpoczyna swój list Milena, mama dwójki maluchów.
"W przypadku naszej oferty mieliśmy zapewnione wiele wygód, więc długo się nie zastanawialiśmy. Byłam szczęśliwa, gdy już dotarliśmy do hotelu i poczułam, że wreszcie mogą wyluzować i odpocząć. Bardzo cieszyło mnie to, że wreszcie spędzę czas z dziećmi bez codziennej gonitwy, bez domowych obowiązków, bez gotowania i ciągłego myślenia, co im naszykować do jedzenia".
Samodzielne dzieci w restauracji przy stoliku
Kobieta opowiedziała o tym, jak wyglądał czas z dziećmi podczas posiłków: "Pierwszego wieczoru, gdy zeszliśmy na kolację, siedliśmy przy jednym ze stolików w hotelowej restauracji, takim z brzegu. Zależało mi na tym, żeby nikomu nie przeszkadzać, a skoro mam małe dzieci, byłam pewna, że może być różnie z ich zachowaniem przy stole.
Staram się dbać o ich dobre maniery i synek świetnie radzi sobie z używaniem sztućców, samodzielnym jedzeniem itp. Niemowlak również je samodzielnie, bo rozszerzam mu dietę za pomocą BLW. Wiadomo jednak, że dzieci – tym, bardziej tak małe i samodzielnie jedzące – nie są w stanie zachować przy stole nieskazitelnej czystości. Liczę się z tym i zazwyczaj po skończonym posiłku sprzątam po swojej rodzinie stolik i przestrzeń np. pod nim".
"Syf jak w chlewie"
Mama dwójki maluchów opowiedziała o pewnej sytuacji podczas posiłku: "Pierwszego wieczoru spotkała nas jednak bardzo nieprzyjemna sytuacja. Cała restauracja ludzi, moje maluchy ze smakiem – bez wybrzydzania, krzyków i płaczu – ładnie zajadają posiłek. Oczywiście dookoła leżało trochę rozrzuconych kawałków brokuła i marchewki przez niemowlaka, a przedszkolak udawał, że jego kawałki nuggetsów na talerzu walczą ze sobą.
Nie uważałam jednak, żebyśmy komuś przeszkadzali albo zaburzali spokój podczas posiłku. Bałagan dookoła stolika chciałam posprzątać dopiero po zakończeniu jedzenia. Kiedy powoli kończyliśmy, obok naszego stolika przeszła kobieta z dwójką starszych dzieci i dezaprobatą spojrzała na nasz stolik. Siadła nieopodal i gdy usłyszała, że mówimy po polsku, ona również się odezwała. Wprost zapytała, czy 'nie wstyd nam robić takiego syfu jak chlewie dookoła siebie' i że od razu widać, że Polacy przyjechali na all inclusive.
Zrobiło mi się naprawdę przykro, a po posiłku rozpłakałam się w pokoju. Ta kobieta potraktowała nas niemiło i stereotypowo. Nie pomyślała o tym, że posprzątam po swoich dzieciach, kiedy skończą jeść. Nie odpowiedziałam jej nawet słowem, ale już do końca urlopu, kiedy tylko wchodziłam do sali restauracyjnej, czułam się zawstydzona" – kończy swój list nasza czytelniczka.