"Chciałam dzieciom sprawić przyjemność i pokazać, jak spędzałam wakacje z moimi rodzicami, gdy byłam mała. Moje miłe wspomnienie stało się jednak ich koszmarem" – pisze nasza czytelniczka. Te wakacje uświadomiły jej jednak jedną rzecz: "Współczesne dzieci absolutnie nie są gotowe na takie doświadczenia".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Każdy z nas ma jakieś wspomnienia z wakacji. Te najmilsze sprawiają, że robi się ciepło na sercu i po latach aż chce się do nich wracać. Czasem także osobiście. Ciekawe co najprzyjemniej będą wspominać moje dzieci? Mamy za sobą wyjazdy do luksusowego domku kempingowego ze znajomymi oraz wyjazdy do hoteli w Polsce i zagraniczne all inclusive. Na nasz pierwszy rodzinny wyjazd z córką wybraliśmy się na kwaterę, gdzie mąż bywał jako dziecko. Choć warunki są bardzo skromne, to chętnie tam czasem wracamy. W tym roku ja zapragnęłam pokazać dzieciom, jak ja przed laty spędzałam moje najwspanialsze wakacje. I jednego jestem pewna, nigdy tego więcej nie powtórzą.
Zbyt ekstremalnie?
Nigdy z rodzicami nie byłam dwa razy w tym samym miejscu, za to za każdym razem był namiot. Od dawna marzyłam o takim wyjeździe, ale czekałam, aż dzieci trochę podrosną. Wybraliśmy pole kempingowe nad morzem i zaczęliśmy organizować niezbędne wyposażenie. Towarzyszyła temu olbrzymia ekscytacja. Nie mogłam się doczekać dnia wyjazdu. Moja euforia jednak szybko prysła.
Pierwszym zderzeniem z rzeczywistością dla moich dzieci była publiczna łazienka. Moja 11-latka była zdruzgotana obowiązującymi tam warunkami. Choć było czysto, to jednak wspólne korzystanie z sanitariatów było dla niej z jednej strony bardzo krepujące, a z drugiej mocno odpychające. 6-letni syn z kolei panikował na wszelkie robaki, które pchały się nam do namiotu. Ograniczyliśmy elektronikę, ze względu na ładowanie i to także spotkało się z olbrzymim niezrozumieniem.
Ja do dziś z wielkim sentymentem myślę o konserwie z mielonką, którą się jadło na śniadanie i kolację każdego dnia. Moje (jak się okazuje mocno rozpieszczone życiem) dzieci, były ciągle niezadowolone z tego, co muszą jeść. Bo jak to możliwe, że nie ma ulubionej szynki?
Smutne odkrycie
Te polowe warunki sprawiły, że zaczęłam zauważać, jak bardzo moje dzieci są gapowate. Coś, co dla nas było kiedyś normalne, dla nich oznaczało niezwykle trudne wyjście ze strefy komfortu. Przyzwyczajone do oddzielnych pokoi z klimą, marudziły, że w namiocie jest ciasno, w nocy chłodno, a rano duszno. Problemem było ręczne zmywanie naczyń czy przepranie własnych majtek.
Choć pod koniec wyjazdu odnalazły się w tej kempingowej rzeczywistości, myślę, że nie będą chciały powtórki, ani za rok, ani gdy dorosną. Ja z kolei zrozumiałam, jak bardzo moje dzieci są bezradne bez współczesnych udogodnień i luksusów.
Ten nasz wakacyjny wyjazd moich marzeń uświadomił mi, że na własne życzenie wychowujemy ciamajdy. Chcemy, by było im lepiej, a warunki, w których mieszkamy, często wszystko ułatwiają. Sprzęt, który nas wyręcza, nie motywuje rodziców, by uczyć pociechy nawet podstawowych rzeczy, które przecież mogą im się przydać. Nie tylko pod namiotem".