Złość, kiedy jest destrukcyjna, nie jest ok. Ale sama w sobie nie jest czymś, co jest z natury złe, czymś, co możemy i powinniśmy "wymazać" z naszych osobowości. Nawet, a może szczególnie wtedy, kiedy stajemy się modelami dla naszych dzieci.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Caitlin Murray jest twórczynią cyfrową, gospodynią podcastu oraz matką trojga. Na swoim oficjalnym koncie na Instagramie zgromadziła niemal milion obserwujących!
Skąd taka zdumiewająca ilość osób, które codziennie chcą jej słuchać? Ponieważ to naprawdę mądra, fajna kobieta! Dystans, naturalność i świadomość, to trzy słowa, które przychodzą mi na myśl, kiedy na nią patrzę i słucham jej słów.
W niedawno opublikowanym filmie Murray "wyrzuciła z siebie" frustrację związaną z presją rodzicielstwa bliskości, delikatnego rodzicielstwa. I hej! Obydwie jesteśmy ich wielkimi zwolenniczkami, jednak rzecz o tym, że nie wszystko jest czarno-białe. I w tym, że presja zawsze jest obciążeniem, nawet jeżeli cel jest ozłocony.
"Jestem człowiekiem"
Murray mówi o tym, o czym wielokrotnie piszę, ponieważ chcę, by to wybrzmiało: stając się rodzicami, wciąż pozostajemy ludźmi. Ze wszystkimi swoimi niedoskonałościami, doskonałościami, wadami, zaletami, słabościami, lękami. Całym pakietem.
I nagle pojawia się odpowiedzialność za drugiego człowieka. I ona sama w sobie już jest przytłaczająca, a do tego dochodzą głosy, które napierają na nas ze wszystkich stron. Wytykają nam, które z naszych działań skrzywdzi potencjalnie nasze dzieci, a które słowa z całą pewnością zakwalifikują je na terapię…
I znowu powtórzę: te wszystkie nurty są ok i super, że powstały. Pozwalają nam doskonalić się, pracować nad sobą, być w kontakcie ze sobą, a przy tym ze swoimi dziećmi. To wszystko jest głęboko ok. Jednak w tym naporze presji i głosów łatwo odbić się od ścian. Za dużo, za bardzo. I zostajemy porzuceni na środku pokoju z poczuciem winy.
Z poczuciem winy, ponieważ po okropnym dniu, nie mieliśmy zasobów, by spokojnie wyjmować dziecko z fotelika przez pół godziny i bliskościowo pytać o to, jaka jego potrzeba nie została zaspokojona.
Z poczuciem winy, ponieważ jesteśmy ludźmi. Tak nazywa to Murray, że czuje się winna za ludzkie reakcje, za to, że ma jakiś zakres emocji i one nie są monotonne, niezmienne, stałe.
Nie róbmy sobie tego, nie porzucajmy samych siebie na środku tego pokoju, zwanego rodzicielstwem. Nie wypłukujmy się do cna. Pracujmy nad sobą, bądźmy ze sobą w kontakcie i słuchajmy naszych dzieci. To na początek naprawdę powinno wystarczyć.