Tak, dobrze przeczytali państwo tytuł tego tekstu. Nie kupuję mojemu dziecku prezentów, czasami nawet z okazji jej urodzin. To łatwiejsze i bardziej sensowne, niż można przypuszczać.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Proszę się rozejrzeć, na chwilę zatrzymać, przejrzeć media społecznościowe. Co państwo widzą wokół nas? Co widzą na bilbordach wielkich miast, kaflach postów na Instagramie. Ja widzę małe kawałki machiny, która nakręca konsumpcjonizm. Nakręca go do tego stopnia, że zakupy, dobra materialne traktujemy jak tlen.
Zamiast skupić swoją uwagę na tym, by poprawiać swój dobrostan ogólny, skupiamy się na tym, by gromadzić. Towarzyszą nam myśli natrętne: wciąż nie mam tego czy tamtego, a gdybym miała, pewnie czułabym się lepiej.
To nieprawda. Sprawdziłam i jestem pewna, że państwo również. Samo wejście w posiadanie nowej rzeczy materialnej nie sprawia, że czujemy się lepiej. Nie dziwi mnie, że to nie działa. Nie zostaliśmy tak stworzeni, tak skonstruowani. Nasze fundamentalne potrzeby są zupełnie inne.
Fundamentalne potrzeby
Nasze ciało wymaga do pełni zdrowia czystego powietrza, oddechu świadomego, zdrowego jedzenia, nawodnienia, ruchu. Nasz umysł i układ nerwowy pragną wyciszenia, równowagi, poznawania nowych rzeczy, uczenia się, doświadczania. Nikt nigdy nie wymienił w tych czynnikach zdrowia i dobrostanu człowieka zakupów i posiadania.
Nie ma najmniejszego znaczenia, ile rzeczy nagromadzimy my, a tym samym nasze dzieci. Kolejny zestaw klocków, lalka, kalejdoskop, piłka, nie sprawią, że moja córka będzie szczęśliwsza.
Ten, kto choć raz widział dziecko brodzące w płytkim jeziorze gołymi stópkami, rysujące patykiem po piachu, przekopujące rączkami w poszukiwaniu tego najbardziej mokrego, ten wie, że taka eksploracja życia, doświadczenie i bliskość rodzica, są czynnikami dobrostanu małej istoty. Nie ilość posiadanych zabawek.
Dziecko płakało, jak nigdy wcześniej
A nawet więcej. Podzielę się z państwem zasłyszaną ostatnio anegdotą. Pewna dziewczynka, 5-letnia, na Gwiazdkę otrzymała nieprzyzwoitą ilość prezentów. Było ich tak wiele, że dziewczynka nie wiedziała, który z nich rozpakować najpierw. Tego wieczoru pierwszy raz w swoim krótkim życiu rozpłakała się tak bardzo, że nie sposób było jej ukoić.
Jak bardzo dosłowna jest jej reakcja? Jak bardzo obnażająca prawdę o tym, że nie sposób jest kupić szczęścia?
Dziewczynka z opowieści była przytłoczona nadmiarem, nie umiała związać się z jedną zabawką, wybrać, nazwać, nie wiedziała nawet, gdzie zacząć.
Mniej lub bardziej świadomie od pierwszych dni życia mojej córki pielęgnuję to, by nie miała zbyt wiele dóbr materialnych. Spodenki nosimy do pierwszych dziur, książki czytamy wielokrotnie, a zabawki? Tych ostatnich ma najmniej. Właściwie w ogóle ich nie kupujemy, to co ma, ma od dziadków.
Czy moja córka jest nieszczęśliwa? Och, nie. To najbardziej beztroskie, wolne, dzikie, piękne dziecko, jakie znam. Cieszy ją deszcz i słońce, las i podróż autem. Cieszy ją żaba w ogrodzie i podlewanie róż z dziadkiem. Cieszy ją dzień w przedszkolu i ukochany przyjaciel u boku.
I często wspomina to, co ma najcenniejsze: nasze wspólne wspomnienia. Wyjazdy do dziadków, nad morze, brodzenie w jeziorze. Spływ kajakowy z tatą w niedzielne przedpołudnie, basen, z którego mogłaby nie wychodzić.
Nasza córka z doświadczeń buduje swoją tarczę, swoją osobowość, swoją tożsamość. Sprawdza własne i nasze granice. Eksploruje i poznaje życie. Żadna, nawet najdroższa i najbardziej okazała zabawka, nie zastąpiłaby jej tego.