Związek dwojga odmiennych osobowości, ludzi pochodzących z różnych rodzin, z założenia może być wyzwaniem. Kiedy w świecie tych dwojga pojawia się nowe życie, jest to dwojako: wyzwalające i obciążające w tym samym czasie. Czy da się prowadzić za rękę całe życie i zawsze być zgodnym w relacji rodzice-dziecko?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Czy można sądzić, że kiedy spotykają się dwie jednostki i połączy je uczucie, jest to równoznaczne z podążaniem po swoich śladach, złączeniem się w jedno dwóch różnych światopoglądów, wypracowanych lub nabytych nawyków? Z podejmowaniem zawsze tych samych kroków i decyzji?
Nie wydaję mi się, żeby taki scenariusz był możliwy, nie myślę nawet, że byłby dobry. Zmierzanie w kierunku jednomyślności, jako celu nadrzędnego, zwiastuje, jak sądzę, rychłą katastrofę.
Przyjmijmy więc, że stała jednomyślność jest nieosiągalna. I że naprawdę nie ma w tym nic złego.
To właśnie odmienność rodziców, ich poglądów, stanowisk, metod radzenia sobie z trudnościami czy ekspresji emocji, jest dla dziecka pierwszym i może być najpiękniejszym przykładem, że można się różnić, a mimo to, tworzyć związek. Przykładem na to, że miłość, szacunek, akceptacja, są istotniejsze od różnic na temat jakiegoś zjawiska, od różnic w doborze słów czy decyzji, jakie podejmujemy każdego dnia.
Prawda zamiast utopia pełnej zgodności
Głęboko czuję, że to jest właśnie to, czego nasze dzieci potrzebują najbardziej: prawdy. A czy prawdą jest, że dwoje różnych ludzi, może zawsze mieć wspólną wizję, czynić te same kroki, podejmować te same decyzje? Nie.
I tutaj dziecko odbiera kolejną ważną lekcję, nawet jeżeli tej odmienności decyzji towarzyszy nieprzyjemna wymiana zdań. Nie jestem zwolenniczką teorii, że rodzice nie powinni kłócić się przy dzieciach. To znaczy, brzmi to przytulnie, pluszowo i miękko, jednak nie wierzę w taki scenariusz.
On z góry odbiera dziecku coś z autentyczności relacji rodziców. Dwoje ludzi, choćby nie wiem, jak bardzo się kochało, nie zawsze będzie w nastroju do trzymania się za rękę i pojednawczych spojrzeń. Tak wyglądają relacje. To, co jest ważne, kiedy świadkiem naszych emocji jest dziecko, to umiejętność ich kontrolowania. Umiejętność świadomego zarządzania nimi i zadawanie sobie pytania o granice swoje, dziecka i drugiej strony konfliktu.
Względna równowaga
Jest dla mnie osobiście jedną z najtrudniejszych przepraw, mierzenie się z zaakceptowaniem tego, że mój życiowy partner może myśleć inaczej, że nie widzi świata dokładnie tak, jak ja go odbieram. To jest praca, którą jako człowiek i jako matka, wykonuję każdego dnia.
Dla siebie, dla niego, dla naszej córki.
I znowu dochodzimy do konkluzji, że rodzicielstwo może być dla nas okazją i źródłem żmudnej, ale potrzebnej pracy nad sobą.
Dopiero kiedy jako rodzice dziecka zaakceptujemy różnice między nami i dojdziemy do momentu, w którym będziemy je akceptować i szanować, a nie szykanować, osiągniemy względną równowagę. Względną, bo nieidealną, niepełną.
To jest ok, pokazanie dziecku, że pełnia i ideał właściwie nie istnieją. I że będziemy, jako rodzice, ludzie, partnerzy, popełniać błędy. A potem za nie przepraszać i bardzo się starać ich nie powielać. To naprawdę wystarczy.