Dziecko nadaje wszystkiemu nowych znaczeń. Rozprawia się z nudą, z trudnymi doświadczeniami, swoją naturalną potrzebą zabawy i oddawania hołdu prostym rzeczom. Moja córka nauczyła mnie, jak odzyskać radość ze Świąt Wielkanocnych.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wielkanoc obchodzoną w wymiarze religijnym pamiętam tylko z dzieciństwa. Z czasem więzi z Kościołem moje i mojej rodziny słabły, aż w końcu została z nich cienka, niemal niewidoczna nić.
Nie jesteśmy związani z Kościołem, a katolicyzm jest raczej w naszym życiu cieniem niż główną narracją.
Dzieci mają niezwykłą moc, potrafią nadać temu, co poszarzało, nowych odcieni. Wprowadzają nową energię życiową, tam, gdzie dorosłych dopada znużenie, monotonia, brak wiary.
Dla mojej córki Wielkanoc to przede wszystkim wielkie poszukiwanie pisanek. Prosi o koszyczek, cieszy się na poszukiwania, wygląda przez okno na zajączka.
Trywialne? Być może
W świecie, w którym wszystko stało się tak poważne, a ciemne chmury zbierają się coraz gęściej nad naszymi głowami, przyjmuję tę beztroskę jak oddech ulgi.
To moja córka ze swoją wiarą w jednorożce daje mi siłę na kolejny dzień złych wiadomości, trudnych tematów, braku słońca za oknem i we mnie.
Dlatego taki wymiar celebracji Świąt, które dotąd były tylko powodem do kilku dni wolnego od pracy, przyjmuję z wdzięcznością.
Będzie poszukiwanie pisanek, zajączek zostawi prezent i podaruję jej to, czego chcę. A potem będziemy obok siebie, blisko siebie i będę jej mówić, jak bardzo ją kocham.
Niech o tym będą te i wszystkie jej przyszłe Święta: o miłości, bliskości i zabawie.