Placówka przedszkolna, Warszawa.
Zdjęcie poglądowe. Piotr Molecki/ EastNews
REKLAMA

Jej syn był chory

Minęłam je w drodze do samochodu, kiedy wsiadałam, słyszałam jeszcze jej słowa.

Pchała wózek z niemowlęciem, za rączkę prowadziła niespełna trzyletniego chłopca, obok szła starsza córka.

I druga dorosła kobieta, może jej koleżanka? Nie wiem, widziałam je pierwszy raz.

– Zobaczysz, jutro będę miała opiekę społeczną w domu. Na pewno (tu prawdopodobnie nazwisko rodzica z grupy przedszkolnej) na mnie nakabluje – wypowiedź okrasiła siarczystym przekleństwem.

Odpowiedział jej śmiech kompanki.

Potem usłyszałam jeszcze, jak strofuje synka prowadzonego za rękę, że idzie za wolno.

Nie dziwię się, że szedł wolno. Przyjrzałam się mu, kiedy ich mijałam. Dziecko było chore, zakatarzone, nosek miał czerwony, kaszlał.

Jedna scena, w której wydarzyło się tyle złego

Uderzyło mnie to wszystko tak gwałtownie, że w samochodzie potrzebowałam kilku oddechów, żeby wrócić do równowagi.

Po pierwsze, odkąd zostałam matką, musiałam zweryfikować wiele swoich wyobrażeń i oczekiwań, również wobec siebie. Wiem, że czasami jestem gorszą matką, niż kiedykolwiek myślałam, że mogę być.

Po wtóre, żyjemy w społeczeństwie, które, och, kocha upokarzać matki. Jesteśmy ofiarami wiecznej oceny, ludzi, którzy wiedzą lepiej, co jest lepsze dla naszych dzieci lub oceniają nas na podstawie jednej sceny.

Czy ja oceniam tę kobietę na podstawie jednej sceny?

Tak.

Czy jestem z tym ok? Nie. Jednak jestem tą matką, której mija za chwilę piąty tydzień choroby dziecka. Z jednej infekcji w drugą, po kilku dniach w przedszkolu wraca z katarem. Podobno tego właśnie dnia jej koleżanka z grupy bardzo kaszlała, a wystawiały razem teatrzyk.

A to oznacza kolejny tydzień w domu.

I w takich momentach czuję się bezsilna i na tyle kierowana złością, że daję sobie prawo do oceny.

Mam pracę, zobowiązania, a moje dziecko chce bawić się z przyjaciółmi w przedszkolu. Od ponad miesiąca nie może tego zrobić, a jednym z powodów takiego stanu rzeczy są właśnie takie matki jak ze sceny powyżej.

Pomijam już poziom jej żartów o opiece społecznej, szczególnie w obecności dzieci. Pomijam (pomijam, czyżby?) to, jak ciągnęła za rączkę osłabionego synka.

Nie będę oceniać tego, jaką jest matką. To nie jest moja rola, chociaż różne myśli przewijają się w mojej głowie.

Jej odpowiedzialność społeczna, jej brak, jest tym, co mnie wkurza. Jej i tysiąca jej podobnych rodziców. Nie tylko wy macie pracę, obowiązki, jesteście zmęczeni czuwaniem, opieką nad chorym dzieckiem.

Nic w tej kwestii nie ulegnie zmianie, jeśli wszyscy nie pójdziemy po rozum do głowy. Pandemia nie nauczyła nas wiele, stawiamy swoje potrzeby na pierwszym miejscu. Ludzki egoizm doprowadzi nas wszystkich nad przepaść człowieczeństwa. Głupsi zepchną mądrzejszych, bardziej świadomych, ich siła naporu jest większa.

Czytaj także: