Beata pyta, jaki jest sens zmuszania dzieci do zdrowego żywienia, skoro potem nic nie jedzą przez cały dzień? Zdaniem tej mamy szkoła tak bardzo chce dbać o naukę zdrowych nawyków, że nie widzi, iż tak naprawdę szkodzi swoim uczniom.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Moja córka poszła we wrześniu do pierwszej klasy. To duża zmiana pod wieloma względami, jedną z nich jest choćby sposób spożywania posiłków. W przedszkolu były konkretne pory, wspólne siadanie przy stole. Szkoła wymaga od dzieci znacznie większej samodzielności w tym zakresie, ale przede wszystkim nikt nie pilnuje, czy dzieci w ogóle coś jedzą.
Podczas gdy w przedszkolu była jakaś kontrola, ja teraz mogę jedynie o godzinie 16.00 stwierdzić, że moje dziecko absolutnie nic nie jadło, bo śniadaniówka jest pełna. Walczymy z tym od pół roku bez efektów, a dodatkowo szkoła wiąże nam ręce.
Zdrowe nawyki
Na pierwszym zebraniu usłyszeliśmy, że szkole zależy na promowaniu zdrowych nawyków u małych dzieci. W śniadaniówkach więc nie mogą znaleźć się słodycze, batony, słodkie i słone przekąski. W teorii brzmi to pięknie. Owoce, warzywa, orzechy i zdrowe kanapeczki. Tyle że od pół roku taki zestaw dzień w dzień wraca do domu nietknięty.
Bułka po kilku godzinach jest dla niej nieapetyczna i nie do zjedzenia. Próbowaliśmy wspólnego robienia kanapek z różnego pieczywa, samodzielnego wybierania owoców i przekąsek, które znajdą się w śniadaniówce. Na wszystko słyszę, tego jeść nie będę. Na nic nie ma ochoty.
Nie wchodzą w grę tubki, batony, słodkie bułki czy rogaliki, a nawet ciasto. Tylko zdrowe przekąski. Jeśli dziecko przyniesie coś innego, zaraz dostaję informację, że to nie powinno znaleźć się w śniadaniówce. Jeśli nie ze względu na zdrowie naszego dziecka, to na fakt, że są zasady, których inne dzieci przestrzegają i potem jest im przykro, gdy widzą słodką bułkę u koleżanki.
Czy to jest zdrowe?
Ale ja się zastanawiam, jaki jest sens stosowania takich zasad, skoro dziecko potem cały dzień nie je absolutnie nic? To trochę takie nakłanianie do zdrowego na siłę. Autorzy jakże zdrowego programu uważają, że "jak zgłodnieje, to samo zje". Jak widać, tak nie jest. Zamiast tego dziecko głodzi się całymi dniami.
Takie głodówki martwią mnie bardziej niż to, że moje dziecko mogłoby przyjąć więcej cukru, niż powinno. Nie ma nadwagi, nie je kompulsywnie i nie objada się słodyczami. Ma zdrowe zęby, o które dba. W domu dbamy o zdrowe żywienie i uczymy tego dzieci. Nie rozumiem zasad, które w imię zdrowia mogą wpędzić dzieci w inne problemy zdrowotne.
Wiem, że z podobnym wyzwaniem boryka się wielu rodziców. Moim zdaniem jedna słodka drożdżówka na osiem godzin w szkole to zawsze lepiej niż absolutnie nic".