– Gdy Louie się urodził, przez kilka dni nikt nie zwrócił uwagi na objawy jego choroby. Przyszedł na świat w dość traumatycznych okolicznościach, więc tak lekarze tłumaczyli niebieskawy odcień skóry i siniaki. Wiedziałam, że muszę działać – wspomina 31-letnia mama z Maghull w Anglii.
Intuicja matki nie zawiodła
Daniela zwracała lekarzom uwagę na stan skóry synka. W końcu jej obawy wzięto na poważnie, a chłopca skierowano na oddział neonatologiczny. Tam zdiagnozowano u niego poważną wadę serca. Choć 31-latka czuła, że jej synek może mieć problemy ze zdrowiem, diagnoza i tak była dla niej szokiem.
Dziś Louie ma 14 miesięcy i przeszedł już dwie operacje, wkrótce będzie potrzebował kolejnej. Mimo wady serca jest "wesołym urwisem", jak nazywa go mama. Na pierwszy rzut oka nie widać, że cokolwiek mu dolega.
– Wielokrotnie słyszałam o matczynej intuicji. Nie sądziłam, że ją mam, ale w takiej sytuacji to się po prostu czuje, gdy coś jest nie tak – mówi Daniela. Sytuacja, w której się znalazła, jest dla niej i jej męża bardzo trudna. Oboje korzystają z pomocy specjalistów i spotykają się z innymi rodzicami ciężko chorych dzieci.
31-latka zwraca się do innych mam, by nigdy nie ignorowały swojej intuicji – tego wewnętrznego głosu, który podpowiada, co należy zrobić. Gdyby ona udała, że go nie słyszy, jej synka mogłoby nie być dziś na świecie.
Źródło: liverpoolecho.co.uk