Poniżej publikujemy pełną treść listu, który otrzymaliśmy:
"Pieniądze po prostu były"
"Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że pieniądze mogą nas tak od siebie oddalić.
Tadeusz ma duszę artysty, zarabiał nieźle, ja również, kiedy się poznaliśmy. Nigdy nie przywiązywaliśmy do tego uwagi, pieniądze po prostu były.
To, co stanowiło fundament naszego związku to czułość, intymność, wrażliwość.
Był skromny ślub, długa podróż poślubna. Spędziliśmy miesiąc w Toskanii, nigdy nie czułam się tak, jak wtedy.
Miałam poczucie, że jestem największą szczęściara na świecie.
Do czasu.
Rok temu na świecie pojawił się nasz syn, moje wymarzone dziecko. Kiedy w połowie ciąży zdecydowałam się na odpuszczenie realizacji zawodowych, pieniądze zarabiał głównie on.
Ja wszystkie dotychczasowe osobiste oszczędności, przeniosłam na wspólne konto po ślubie. Konta mieliśmy dwa, ale wspólne. Jedno z oszczędnościami, drugie na bieżące wydatki.
Całą swoją energię skupiłam na dziecku, na domostwie, na organizacji życia naszej małej gromady. Nie wiem, w którym momencie stałam się zależna finansowa od mężczyzny, który był miłością mojego życia.
Zaczęło się niewinnie, od pytania, na co tym razem wydałam kilkaset złotych z konta. Wyjaśniałam w kilku słowach, nie przechodziło mi przez myśl, żeby wiązać to z trudnością w naszej relacji.
Dla niego to był problem. Ze mną? Ze sobą? Nie wiem, co się na to złożyło. Nie wiem, kiedy dokładnie stałam się ofiarą przemocy finansowej.
Przyznanie się do tego jest bolesne.
Jednak taka jest prawda: Mężczyzna, którego kocham, wylicza mi każdy grosz, nie ma dnia, byśmy nie kłócili się o pieniądze. Zagroził mi już, że odbierze mi dostęp do wspólnych kont.
Nie umiem znaleźć rozwiązania tej sytuacji, chyba jestem na etapie żałoby. Opłakuję swój piękny związek, nie wiem, czy to przetrwamy.
Obwiniam jego, ale obwiniam również siebie. Powinnam była zadbać o własną niezależność finansową, nie oddawać mu wszystkich moich oszczędności.
Wrócę do pracy, zarobię na siebie. Tylko, czy będę umiała spojrzeć na swojego partnera inaczej niż jak na oprawcę?".