Znasz ten stan, kiedy całe twoje ciało drży z ogarniającego cię lęku? Kiedy twoje myśli, jedna po drugiej, zaczynają nakręcać spiralę zwaną paniką? Całe życie trwamy ze świadomością zagrożeń, lęku przed wypadkiem, śmiercią. Jednocześnie tylko od nas zależy, jak ten lęk oswoimy, jak intensywnie pozwolimy mu "być" w nas a tym samym w naszych bliskich.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Oto doświadczenie jednej z was, historia, która przybliży nas do głównego nurtu tego tekstu.
Poniżej publikujemy jej pełną treść:
"Wyjechałam na weekend bez partnera i syna. Wydawało mi się, że jestem spokojna, że zostawiam nasze dziecko w pełnym zaufaniu, otoczone czułą opieką.
W ciągu dnia nie czułam lęku ani niepokoju, ten pojawił się z nadejściem nocy. Partner nie dał mi znaku, że kładą się do łóżka, że wszystko ok. Nie winię go za to, po prostu zasnął, nie pomyślał, a ja wcześniej nie prosiłam go o to, nie wyraziłam swojego niepokoju, może dlatego, że sama go do końca nie słyszałam w sobie.
Nie zmrużyłam oczu przez całą noc. Nie płakałam, byłam po prostu w stanie oczekiwania na jego telefon. W mojej głowie pracowały dwie wizje: jedna koszmarna, pisząca scenariusze tego wszystkiego, co złego mogło się wydarzyć. Druga: racjonalna, czuła, szepcząca – uspokój się, śpią.
Rano mąż odebrał zaspany, w ciągu nocy wykonałam około pięćdziesięciu połączeń, telefony były wyciszone. Nie miałam do niego żalu, nie chciałam się kłócić. Czułam od początku, że to był mój problem, nie jego.
Mój syn był cały i zdrowy, szczęśliwy i nasycony czasem z ojcem. Moje demony próbowały zburzyć ten spokój, ale nie pozwoliłam na to, by mój niepokój uderzył w całą rodzinę.
Kiedy weszłam do domu, po dwóch długich dniach, rozpłakałam się pod prysznicem. Trochę ze zmęczenia, trochę z tęsknoty, ulgi, że wszystko jest ok, ale również z doświadczenia trudnych emocji, które nie chciały ustąpić poprzedniej nocy".
Depresyjny wyraz miłości
Jesper Juul* pisze o tego rodzaju niepokoju, jako o "depresyjnym wyrazie miłości" i rozwija:
I dalej pisze:
Niech fantazja pozostanie fantazją
Lęk rodzicielski jest trudny do zniesienia. Sztuką nie jest pozbycie się go, jest to niemożliwe i również krzywdzące. Lęk towarzyszy nam od zawsze i jest nam potrzebny do przetrwania. To, co może nas wesprzeć to wsłuchanie się w jego przyczyny, spojrzenie na siebie "z boku" i ogląd, jak reagujemy, kiedy pojawia się lęk o dziecko, jak silny jest i czy nie jest destrukcyjny.
Niepokój matczyny jest ok. Znam go i oswoiłam u siebie, nie chcę od niego uciekać. Znam jednak taki stan jak z doświadczeń powyżej. I wiem, że to niszczące.
I tak jak Juul, widzę, że ten niepokój rozpycha się nieproszony. Niech nie zawładnie rodzicielstwem, pozwólmy dzieciom doświadczać życia, nie drżąc za każdym razem, kiedy przekraczają próg domu.
Nieustanny i wszechobecny niepokój, najczęściej dotykający matki to koktajl złożony z rozmaitych uczuć, mających w swoim składzie miłość i troskę, nieco nieuzasadnionego lęku, trochę obaw i nieufności, sporą dawkę egocentryzmu i odrobinę poczucia winy, a wszystko doprawione szczyptą próżności.
Jesper Juul
Terapeuta rodzinny, pedagog
Gdy stale się niepokoimy, padamy ofiarą własnych fantazji i stajemy się niezdolni do działania, ponieważ zagrażają nam nie fakty, lecz nasze wyobrażenia.
Jesper Juul
Terapeuta rodzinny, pedagog
Nadmierny niepokój, tak samo, jak i nadmierne poczucie winy, które są tak rozpowszechnione wśród współczesnych rodziców, dostarczają alibi do bycia pasywnym i pozwalają schodzić z drogi koniecznym rodzicielskim decyzjom.