Boże Narodzenie jest ściśle związane z obdarowywaniem innych, jednak nie tyczy się to klasowych mikołajek. Zamiast frajdy z dawania i otrzymywania prezentów, co roku rodzice serwują dzieciom i sobie nawzajem festiwal roszczeń oraz pretensji. Czy naprawdę o to w tym wszystkim chodzi? - pyta nasza czytelniczka Jagoda.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Mamy dopiero początek listopada, a na klasowym forum już rozkręciła się afera o prezenty na mikołajki. Rodzice mają pretensje i wygórowane oczekiwania. Zero chęci współpracy, tylko jego pomysł się liczy. Kompromis? Nie ma mowy! Ciężko (jak co roku) dojść do jakiegoś porozumienia, każdy walczy o swoje.
Dwa lata temu był pomysł na personalizowane pamiętniki/notatniki z imieniem dziecka na okładce. Jednakowy prezent, który można wykorzystać na różne sposoby, bo i chłopcy i dziewczynki przecież piszą, rysują, wyklejają i notują. Jednak koncepcja spotkała z się z krytyką rodziców chłopców: 'bo to takie babskie' i 'niepraktyczne' dla małych fanów motoryzacji i robotów.
W kolejnym roku nie było lepiej, bo tym razem problem zaczął się już na etapie ustalania kwoty składki. Jedni byli za czymś tanim i symbolicznym, inni awanturowali się, że za taką kwotę to tylko 'jakieś badziewie' da się kupić. Z samym prezentem nie było lepiej. Książki mają w szkole, więc koniecznie coś do zabawy... jakby zabawek mało w domu mieli.
Aby zażegnać te coroczne spory w 3 klasie padło hasło, by dzieci wysłać do kina lub na warsztaty ze zdobienia bombek... no i znowu się zaczęło: 'no bo jak to? Mikołajki bez prezentu do ręki'?
Co roku jest tak samo, czyli ... beznadziejnie
Afery są nie tylko u nas, słyszę, że w innych klasach jest dokładnie to samo. Na forach dla rodziców już także pojawiły się wątki. Dorośli nie potrafią się dogadać. Ktoś coś proponuje, inni marudzą: że kiepsko, że nie tak, że głupi pomysł, że za drogo, za tanio, mojemu dziecku się nie spodoba, mi się nie osobą... festiwal zażaleń i pretensji już trwa w najlepsze.
Za naszych czasów było losowanie i każdy robił komuś niespodziankę, ale i tu okazuje się, że są fochy. Bo nie każdy kupuje w ustalonej kwocie i nie każdy dobrze trafia z prezentem. Jedni się starają, inni olewają.
No to może zamiast tajnego losowania, zagrajmy w otwarte karty? Dzieciaki się wymieniają informacjami lub tworzą listy, co by chciały dostać. Bo prezent niespodzianka, przecież na pewno będzie niewypałem. 'A może lepiej karta podarunkowa?'- czytam i przecieram oczy ze zdumienia, po co w ogóle w takim razie organizować mikołajki?
To, co daję, a nie to, co otrzymuję
Co roku to samo: widzą tylko czubek własnego nosa: liczą się tylko moje oczekiwania, moje wymagania i moje dziecko. Tymczasem, drodzy rodzice, macie mikołajki w domu, macie święta i inne okazje, by obdarować własne dziecko, tym czego żąda, tym, czym chcecie, na takich zasadach, jakich chcecie.
Szkoła czy przedszkole to nie miejsce na spełnianie waszych oczekiwań w tym zakresie. Przecież takie mikołajki to świetna okazja, by nauczyć dzieci obdarowania innych. Pokazać jak się starać przy wyborze prezentu dla kogoś innego, a może i szansa, by zrobić coś własnoręcznie? To lekcja cierpliwości i przeżywania emocji związanych z niepewnością. Oczekiwanie nie tylko na prezent, ale i na reakcję tego, kogo się obdarowuje.
Gdzie podziało się miejsce na radość z niespodzianki? Gdzie frajda, że dostałem coś od kogoś, kto o mnie pomyślał, absolutnie bez względu na to, co to jest? Czy naprawdę od maleńkiego dzieci musimy uczyć, że zawsze dostają to, czego chcą, nie dając od siebie nic z zamian? Że ważne są przedmioty materialne, a nie doświadczenia i emocje. Gdzie jest miejsce, na wrażliwość i empatię, skoro uczymy, że tylko zaspokajanie potrzeb naszych dzieci się liczy.
Przecież w święta największą radość ma nieść właśnie obdarowywanie. Szkoda, że tak łatwo o tym się zapomina na klasowym forum".