Co się właściwie dzieje?
Braki kadrowe w naszym kraju obecnie są niezwykle dotkliwe. Nauczyciele odchodzą od skostniałego, niesłużącego ani im, ani uczniom, systemu. Decyzję podejmują w oparciu o niskie zarobki, brak perspektyw, obciążenie psychiczne, z jakim wiążę się praca z młodymi ludźmi. Ministerstwo Edukacji, zamiast wypełniać te dziury, które wypełnienia wymagają, proceduje nowelizacje, które realnie tylko pogarszają stan rzeczy.
Zamiast objąć uwagą i systemową opieką psychologiczną pedagogów, uderzają w edukację domową, tak by jedna z nielicznych ścieżek, która może uratować tysiące dzieci – została zagracona.
"Prośba o pomoc"
Dla nas najważniejszy jest głos rodziców. Piszecie do nas wiadomości o sytuacjach w placówkach warszawskich. Tym razem chodzi o przedszkola, tam również kryzys kadrowy jest realny i coraz bardziej odczuwalny. Dyrekcja załamuje ręce, prosi rodziców o zrozumienie i cierpliwość. Nie mają skąd rekrutować nauczycieli, po prostu z roku na rok ich ubywa. W niektórych przedszkolach publicznych w samej Warszawie już teraz brakuje nauczycieli na półtora czasem nawet na dwa etaty.
Jak to przekłada się na życie codziennie rodziców i ich dzieci?
Matka 4–letniego Franciszka
Zadałam pytanie, czy rodzice dostają na bieżąco informację o rozwiązaniu tych problemów, a nie tylko tymczasowych "plastrach" w postaci różnych rozwiązań. Czy najzwyczajniej w świecie prowadzone są procesy rekrutacyjne?
Matka 4–letniego Franciszka
Gdzie są rozwiązania systemowe na takie problemy? Gdzie jest minister Czarnek, kiedy rodzice dostają wiadomości, że w przepełnionych grupach brakuje rąk do pracy? Promuje kolejny kuriozalny podręcznik? Wypełnia luki, by obronić społeczeństwo przed "oświatową mafią"?
Tutaj Polska, stolica, panie ministrze, dyrekcje przedszkoli i szkół, którzy nie mają skąd brać nauczycieli. Nikt nie chce pracować w dziurawym systemie, za pół darmo. Może warto byłoby dla odmiany objąć coś tak ważnego pańską uwagą?