Dla wszystkich odpowiedź jest oczywista, ale wcale nie oznacza, że dokładnie taka sama. Bo gdy dla jednych pomóc w sprzątaniu to pewnik, inni są zdania, że w cudzym domu się nie sprząta...
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Podczas towarzyskich spotkań dzieci świetnie się bawią i robią przy tym niemały bałagan.
Gdy zbliża się pora do domu, pojawia się dylemat: kto ma teraz posprzątać zabawki?
Wypada pomóc, a może sprzątanie w obcym domu to faux-pas? Podejścia są bardzo różne.
Czas wyjść z domu
Jeśli jesteś rodzicem, i to kilku pociech, wiesz, że życie towarzyskie może być naprawdę skomplikowanym tematem. Skoordynowanie stanu zdrowia wszystkich dzieci, zsynchronizowanie z innymi życiowymi planami, czasem bywa istnym mission impossible. U nas na przykład przy pierwszym dziecku planowaliśmy spotkania z miesięcznym wyprzedzeniem, oczywiście z różnym skutkiem. Przy dwójce - to już pełen spontan. Dzieci zdrowe? Łapiemy za telefon i obdzwaniamy, a nuż się uda!
No i gdy już się udaje spotkać, to oczywiście "starzy" chcieliby w końcu posiedzieć, pogadać, pograć w planszówki (bez dzieci!). Jeśli opcja telewizor, tablet, telefon przez cały wieczór nie wchodzi w grę, gospodarze muszą się przygotować na niezły sajgon. Dzieci, szczególnie te niehamowane przez zajętych rozmową rodziców, potrafią być naprawdę kreatywne. No i świetnie! Do momentu, gdy potem ktoś musi posprzątać...
Ręka do góry, to jest chętny do sprzątania
Mam wrażenie, że same słowa "porządek i "sprzątanie" budzą u dzieci głęboką odrazę. Co więcej, zazwyczaj są przez nie "nieco" inaczej interpretowane niż byśmy tego chcieli. Oczywiście absolutnie nie ma opcji, by dzieci zrobiły to same z siebie, ktoś musi być tym złym i głośno wypowiedzieć to niezwykle ponure słowo. Jedno jest pewne - "sprzątanie" oznacza koniec dobrej zabawy, co wkurzy niejednego kilkulatka.
Czas posprzątać = czas do domu
Słowa te absolutnie nigdy nie mogą paść z ust gospodarza, bo przecież oznaczałoby to, że wygania gości. Jakież byłoby to niegrzeczne z jego strony! Równie dobrze mógłby powiedzieć, że "teraz czas pozmywać naczynia" i "odkurzyć podłogi". No więc siedzi i czeka czy ktoś zaoferuje pomoc. To przecież taki miły element na zakończenie dnia. Umówmy się, każdy z nas na to skrycie czeka, nawet jeśli mamy zamiar powiedzieć: "No nie wygłupiaj się, sami to ogarniemy".
Sprzątać w obcym domu nie będę
Oczywiście można wyjść z założenia, że samemu się tego nie oczekuje, ale i nie oferuje się tego w cudzych domach. W końcu zostaliśmy zaproszeni do kogoś do domu, a elementem goszczenia jest również sprzątanie po gościach. Co jednak jeśli taka oferta pomocy nie padnie? Może pozostać niesmak (wprost proporcjonalny do stanu dziecięcego pokoju). Choć podobno wcale nie musi to oznaczać złej intencji gościa (tak czytałam).
Tak wypada
Ja jestem zdecydowanie team: "zawsze sprzątam". Zdaję sobie sprawę, że ten luz, który miałam za stołem z dorosłymi, ma swoją cenę. Jest nią ten bajzel, który zrobiły także moje dzieci tuż za ścianą i który trzeba będzie posprzątać. Każdy z nas chce po miłym wieczorze rozsiąść się na kanapie lub pójść spać. Nie wyobrażam sobie, by zostawić gospodarzy z pobojowiskiem w dziecięcym pokoju. Dlatego zawsze to ja, odpowiednio wcześniej, rzucam hasło: "czas posprzątać" i proszę moje dzieci o zaangażowanie, a gdy widzę, że padają na nos, pomagam.
Czasem walczę z oporem, ale tu nawet nie chodzi o samą niechęć do sprzątania czy zmęczenie. Bo jak tu zmotywować dzieci, gdy mały gospodarz ma porządki w nosie. Moje dzieci uwijają się (nawet to 2-letnie próbuje), a właściciel pokoju leży plackiem na łóżku i ogląda sufit. Sama momentami mam ochotę wstać i wyjść bez słowa. Bo sorry, ale nie czuję aż takiego obowiązku, by robić to zupełnie sama z moimi dziećmi.
Niezręcznie też się czuję, gdy naprawdę bardzo chcę pomóc, ale ciągle słyszę, że odkładam zabawki na złe miejsce. Mam wrażenie, że moja obecność wprowadza więcej zamętu niż wsparcia. Marzę wtedy, by padły słowa: "Wiesz co, ja lubię po swojemu, naprawdę ogarnę sobie to sama". Bo ja też jestem w stanie to zrozumieć, że niektórzy mają swoją definicję porządku i pomocy zwyczajnie nie chcą. Ale jeśli słowa takie nie padają, pytam o każdy najmniejszy drobiazg, by nie popełnić błędu. I tak sobie siedzimy na podłodze, zaciskając zęby i segregując dziecięce zabawki...
A wy jakie macie podejście do sprzątania w gościach?