"Nauka zdalna" - te słowa wzbudzają drżenie rąk u nauczycieli, rodziców i uczniów. Od 2019 roku ten termin wdarł się do naszej codzienności i choć dziś minister Czarnek zapewnia, że do tego nie dojdzie, w niektórych miejscach, mniej lub bardziej oficjalnie mówi się, że od 2 stycznia 2023 roku aż do Wielkanocy zajęcia stacjonarne zostaną zawieszone.
Reklama.
Reklama.
Nauka zdalna w roku szkolnym 2022/2023
Kiedy latem zmieniono zapis w rozporządzeniu mówiącym o sytuacjach pozwalających na zawieszenie zajęć szkolnych w szkołach, alarmowaliśmy, że dodano punkt o niewystarczającej temperaturze w salach lekcyjnych. W obliczu kryzysu energetycznego, kiedy ceny węgla stają się problemem drugorzędnym, bo surowca nie ma na rynku, ten ziąb w klasach wydawał się możliwy.
Prof. Czarnek zapewniał jednak, że do takich sytuacji dochodzić nie będzie. W komentarzu dla PAP grzmiał, że świętym obowiązkiem samorządów jest utrzymywać i ogrzewać szkoły, a jeśli w placówkach oświatowych temperatura spadnie poniżej 15 stopni, samorząd musi liczyć się z wprowadzeniem nadzoru komisarycznego.
Brzmi, jak sposób na rozwiązanie problemu, tyle że samorządy rozkładają ręce, bo opału dla placówek mogą nie mieć gdzie kupić. I głoszenie przez wicepremiera Sasina, że samorządy będą zajmować się dystrybucją węgla, jest absurdem, jakich mało. Bo nawet gdyby gminy posiadały ludzi i infrastrukturę do tego, to węgla na rynku brak.
Nauka zdalna 2022/2023: od kiedy?
Cichutko i nieśmiało mówi się na szkolnych korytarzach, że 2 stycznia 2023 roku szkoły nie otworzą się dla dzieci, bo będzie w nich za zimno. Nie ze złej woli, a z konieczności. Przebąkuje się, że owa przerwa miałaby trwać aż do ferii wielkanocnych, czyli 6 kwietnia 2023 (Wielki Czwartek).
Skąd ten termin? Takie informacje pojawiły się, póki co w kontekście uczelni wyższych, m.in. Uniwersytetu Jagiellońskiego, Uniewersytetu w Białymstoku i warszawskiej Akademii Teatralnej. Rektor UJ zwrócił uwagę, że trzeba będzie wdrożyć naukę zdalną, bo uczelnia nie jest w stanie ponieść kosztów utrzymania budynków zimą. Ceny energii miały wzrosnąć nawet o 700 proc.
Poruszono ten wątek na posiedzeniu Rady Ministrów i jak zapewniał na antenie Polsat News minister Przemysław Czarnek, energia dla uczelni będzie droższa, ale nie kilkukrotnie. Szef MEiN jednocześnie przypomina, że uczelnie i szkoły podstawowe oraz średnie są w nieco innej sytuacji. Te pierwsze nie są utrzymywane przez samorządy.
Grożenie palcem, że samorządy muszą zapewnić uczniom komfortowe warunki nauki, brzmią poważnie, jednak jeszcze poważniej brzmią puste składy węgla i wysokie rachunki za prąd, na opłacenie których w kieszeniach samorządowców nie ma pieniędzy. Więc albo uczniowie zaczną zbierać chrust w lesie, albo znów czeka nas "zima na zdalnym". A to nie wróży nic dobrego.