Jako klasyczny preppers i matka kategorii "mam w zanadrzu absolutnie wszystko", także i zakupu prezentów nie zostawiam na ostatnią chwilę. Mam przemyślaną listę zakupów, stawiam na gry, puzzle, książki i zabawki edukacyjne. Nigdy nie biorę z półki pierwszej lepszej zabawki i absolutnie nigdy nie podejmuję decyzji w sklepie. O nie! Zazwyczaj oglądam, czytam opinie, porównuję, ale też szukam promocji. To wymaga czasu, jednak samymi zakupami od Mikołaja zajmuję się w listopadzie.
Gdy moja mama dwa tygodnie temu zasugerowała, że "już najwyższy czas pomyśleć o liście prezentów dla dzieci", trochę zbaraniałam. We wrześniu?! Oszalała?! Nie minął tydzień, a podzieliłam jej entuzjazm, by załatwić to jak najszybciej.
Starsza córka już praktycznie nie interesuje się zabawkami, więc wybór prezentu robi się nieco trudniejszy. O list do Mikołaja przecież we wrześniu nie poproszę, więc wybrałyśmy się do sklepu z zabawkami niby "przy okazji", tylko popatrzeć. Chciałam zobaczyć, na co zwrócić uwagę, co weźmie do ręki, co ją zaintryguje i zainteresuje. Przecież powoli mogę zbierać pomysły. Kupować nic nie muszę.
Praktycznie nie wybrała nic dla siebie, ale spodobało jej się kilka rzeczy dla młodszej siostry. Mnie też przypadły one do gustu i od razu wciągnęłam je na moją tajną listę. W domu posprawdzałam ceny. To, że w internecie były niemalże o połowę tańsze, już mnie absolutnie nie dziwi. Zestaw w sklepie kosztował 139 zł, natomiast w sieci za 75 zł spokojnie mogłam coś wybrać.
Jakież było moje zdziwienie, gdy chciałam pokazać wybrany zestaw mężowi, ale cena znacząco się różniła od tej sprzed kilku dni. Dziś tej zabawki taniej niż za 89 zł nie jestem w stanie znaleźć. W kilku innych przypadkach zadziało się dokładnie to samo. Te kilka, kilkanaście złotych na każdej zabawce, to średnio 13-15 proc. podwyżki! To dużo, bardzo dużo. Na tyle dużo, że naprawdę zaczęłam poważnie rozważać świąteczne zakupy we wrześniu. Bo jedno jest pewne - taniej na pewno już nie będzie...
Czy ceny wzrosną? To nie ulega wątpliwości. Zawsze idą w górę pod koniec roku, a potem na promocji rzeczy kosztują i tak więcej niż przed podwyżkami. Tyle że w tym roku może być jeszcze gorzej. Szalejąca inflacja, ceny prądu, ogrzewania czy produktów spożywczych idą mocno w górę. Skupieni na kredytach i dyskusji o oszczędzaniu energii, jeszcze nie myślimy o zabawkach, które i tak trzeba będzie przed grudniem kupić. A one także szybko drożeją.
Może się okazać, że przy coraz szczuplejszej zawartości portfela, nawet nieźle zarabiającym osobom w tym roku będzie trudniej wyprawić takie wystawne święta jak jeszcze kilka lat temu. Dlatego ja już zakasałam rękawy i poważnie zaczęłam polować na prezenty. A może przy okazji także bombki i ozdoby świąteczne kupię. W końcu to aż 4 miesiące na rozplanowanie wydatków.
A może nie panikować? I jeszcze poczekać z tym świątecznym szaleństwem? Tylko tak naprawdę, na co...? Bo o ile mniej wystawny stół wytłumaczę, to jak wyjaśnić dziecku, że w tym roku Mikołaj skromniejszy? Jego przecież inflacja, raty kredytu i wyższe rachunki w spożywczym (teoretycznie) nie dotyczą...