Dwa razy w tygodniu kiełbasa, kolejnego dnia szynka konserwowa, a następnego parówki na ciepło. Chociaż tyle się mówi o tym, żeby nie dawać dzieciom przetworzonej żywności, do wielu przedszkoli informacja ta chyba nie dotarła. Niektóre jadłospisy wołają o pomstę do nieba.
Reklama.
Reklama.
„Staram się zdrowo odżywiać moje dziecko, ale co z tego, kiedy kompletnie nie mam wpływu na to, co zje ono w przedszkolu”, napisała pewna mama na grupie dla rodziców na Facebooku. Większość rodziców przedszkolaków jest w tej sytuacji. Jadłospisy wywieszone na drzwiach placówek nie zachęcają, delikatnie mówiąc. Trzeba być naprawdę bardzo głodnym, żeby zjeść niektóre posiłki.
Konserwanty w diecie dziecka
„Dieta dziecka powinna być urozmaicona”, „W diecie dzieci i młodzieży polecane są produkty jak najmniej przetworzone”, czytamy na stronie Narodowego Centrum Edukacji Żywieniowej. I o ile dalej w tej informacji napiętnowane są płatki śniadaniowe, gdyż są słodzone, to już nikt się nie zająknął nawet na temat konserwantów w żywności. I oto efekt: kiełbasy w różnej postaci, pasty kiełbasiane (co to jest?!) oraz inne wysoko przetworzone wędliny serwuje się kilkulatkom praktycznie każdego dnia.
Co w kiełbasie piszczy
Wiadomo, kiełbasa wcale nie musi być od razu najgorszej jakości. Są i takie wędliny, w których nie ma konserwantów, polepszaczy smaku, kilogramów soli, aromatów i stabilizatorów. Jednak jeśli wziąć pod uwagę, że koszt trzech posiłków dziennie oraz przekąski musi zmieścić się w kwocie 15 zł (bo tyle od tego roku kosztuje dzienne wyżywienie jednego przedszkolaka), to na pewno nie są to produkty z najwyższej półki.
Przyjrzyjmy się zatem, co znajduje się w tych wędlinach. Kiełbasy żywiecka i krakowska dość popularnej firmy, składa się wprawdzie z dużej zawartości mięsa – bo, jak donosi producent, 100 g produktu wyprodukowano za 125 - 146 g mięsa. Lecz poza tym znajdziemy w nich:
sól (jest już na drugim miejscu, więc jest jej dużo),
przyprawy,
izoaskorbinian sodu jako przeciwutleniacz
azotyn sodu (E250) – konserwant
Znana szynka bankietowa, poza mięsem wieprzowym (83% produktu) kryje zaś w sobie:
wodę
sól
białko sojowe
stabilizatory: E451, E450, E452,
syrop glukozowy
wzmacniacz smaku E621, czyli glutaminian sodu
substancję konserwującą E250, czyli azotyn sodu
Brzmi okropnie i taki jest również wpływ tych substancji na zdrowie dziecka. A konkretnie?
Benzoesan sodu – to konserwant dodawany do wielu produktów spożywczych. Hamuje rozwój bakterii, głównie octowych i masłowych, a także grzybów (głównie pleśni i drożdży). Pamiętaj, że zjedzona przez nas substancja, w naszym organizmie również tak działa. Czyli wyjaławia florę bakteryjną jelit. Ponadto, benzoesan sodu sprzyja reakcjom alergicznym i uszkadza materiał genetyczny oraz mitochondria w komórkach organizmu.
Warto również wiedzieć, że w połączeniu z witaminą C oraz ciepłem przemienia się w rakotwórczy benzen. Połączenie benzoesanu sodu i witaminy C występuje często w słodkich napojach. Wystarczy, że butelka takiego napoju poleży trochę na słońcu i benzen gotowy.
Izoaskorbinian sodu - wyniki badań EFSA (Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności) wykazują, że toksyczność E 316 jest co prawda niska, nie działa rakotwórczo ani toksycznie na geny, jednak może spowodować wystąpienie reakcji alergicznej.
Azotyn sodu – konserwant, spowalnia proces jełczenia produktów wysokotłuszczowych. Spożywany w zbyt dużych ilościach może wywoływać bóle i zawroty głowy, zapalenie nerek, a nawet doprowadzić do zatrucia. W produktach dla dzieci do 6. miesiąca życia jest absolutnie zabroniony. Dodatkowo, pod wpływem ogrzewania produktów konserwowanych związkami azotu powstają nitrozaminy, które działanie rakotwórczo i mutagennie, mogą być szkodliwe dla płodu i przyczyniać się do rozwoju wad wrodzonych.
Glutaminian sodu – chyba najpopularniejszy, owiany wyjątkowo złą sławą dodatek do żywności. Choć Unia Europejska nie traktuje go jako substancji szkodliwej dla zdrowia, wywołuje on: alergie, otyłość, bóle głowy, niestrawność, zaostrza astmę i uzależnia. Jest także przyczyną tzw. syndromu chińskiej restauracji (kołatanie serca, zaczerwienienie na twarzy, drętwienie kończyn, nadmierne pocenie się, osłabienie).
Jak walczyć z tą rzeczywistością
Niby powyższe wiadomości nie są wiedzą tajemną, a jednak przedszkolom trudno z nich skorzystać. Cóż jednak możemy zrobić? Nigdy nie zaszkodzi zwrócić uwagi dyrektorowi przedszkola na to, że dieta, którą serwuje małym dzieciom, jest niezdrowa. Kto wie, może uda mu się wprowadzić jakieś zmiany w menu. Po drugie możesz wprost zażądać od opiekunek swojego dziecka, by pewnych produktów nigdy mu nie podawały, ale żeby dostało coś w zamian – ser żółty, jajko, twarożek.
Najwięcej osiągniesz jednak, edukując swoją pociechę. Czym skorupka za młodu nasiąknie... Powiedz maluchowi, żeby nie jadł kanapek z wędliną w przedszkolu. Jeśli ma ochotę na parówkę, może dostać ją w domu, a ty już postaraj się, by miała dobry skład. Możesz poszukać lepszej jakości produktów, a najlepiej sama przygotować wędlinę w domu. Wystarczy przyprawić i upiec kawałek mięsa, a potem kroić go na kanapki.