mamDu_avatar

Nikt nie chciał pomóc samotnej mamie. To co, zrobiła ta lekarka, zapamiętam na całe życie

Dominika Bielas

25 sierpnia 2022, 14:31 · 3 minuty czytania
Niedawno byłam świadkiem przedziwnej sytuacji, która udowadnia, jak bardzo staliśmy się trybikami w wielkiej machinie, a przestaliśmy być ludźmi. Gdy zaczyna chodzić o sprawy urzędowe czy jakkolwiek formalne, lęk przed niedopełnieniem obowiązku, naganą, karą, albo chol!@# wie czym, jest tak wielki, że nie potrafimy pokusić się o zwykłe ludzkie odruchy.  A może przepisy to tylko wymówka, by się nie przemęczyć, taki mandat na olewanie innych?


Nikt nie chciał pomóc samotnej mamie. To co, zrobiła ta lekarka, zapamiętam na całe życie

Dominika Bielas
25 sierpnia 2022, 14:31 • 1 minuta czytania
Niedawno byłam świadkiem przedziwnej sytuacji, która udowadnia, jak bardzo staliśmy się trybikami w wielkiej machinie, a przestaliśmy być ludźmi. Gdy zaczyna chodzić o sprawy urzędowe czy jakkolwiek formalne, lęk przed niedopełnieniem obowiązku, naganą, karą, albo chol!@# wie czym, jest tak wielki, że nie potrafimy pokusić się o zwykłe ludzkie odruchy.  A może przepisy to tylko wymówka, by się nie przemęczyć, taki mandat na olewanie innych?
Systemy zabijają wrażliwość na drugiego człowieka. fot. unsplash
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Istniejesz tylko, jeśli jesteś w systemie

Odwiedzanie przychodni nigdy nie było fajne. Zawsze się cieszyłam, że moje dzieci nie chorują. Do szczególnie "przyjemnych" należą spotkania z paniami z rejestracji. Nie chcę wrzucać wszystkich do jednego wora, ale te w naszej przychodni są wyjątkowymi formalistkami, przez co ciężko w ogóle odczuć, że są żywymi istotami


Mieszkałam w niewielkim mieście i pani w rejestracji w naszej przychodni znała niemalże każdego osobiście. Zawsze dało się coś załatwić i nie mówię o przynoszeniu kawy czy innych prezentów. Zwykła ludzka życzliwość, szczególnie jeśli chodziło o zdrowie dziecka. W Warszawie na to rzadko trafiam, są regulaminy, przepisy, systemy. Człowiek stał się numerkiem i tyle. Niedawno czekając z córką w przychodni u dzieci chorych, byłam świadkiem przedziwnej sytuacji, która nieco przywróciła moją wiarę w ludzi.

Nie da się

Do okienka zgłosiła się kobieta z dwójką małych dzieci, w tym z noworodkiem. Jedno i drugie chore. Dzieci pokasływały i ewidentnie miały katar. Zdenerwowana matka poprosiła o jak najszybszy termin wizyty, co w przypadku tego maluszka absolutnie mnie nie dziwi. W zależności od lekarza zdarza się, że ten przyjmuje między pacjentami lub na koniec czas na to pozwala.

Ponieważ lekarz się zgodził przyjąć dzieci, panie w okienku rozpoczęły oficjalny, formalny proces rejestracji. Okazało się jednak, że maleństwo nie widnieje w systemie. Z jakieś przyczyny niemowlę nie figurowało w eWUŚ-u i panie poinformowały zrozpaczoną matkę, że dziecko nie zostanie przyjęte ani w tej, ani w żadnej innej przychodni. Musi najpierw wyjaśnić, dlaczego malec nie pojawił się w systemie. 

W międzyczasie okazało się, że kobieta przebywa w Domu Samotnej Matki i jego pracownicy pomagali jej załatwiać wszelkie formalności po porodzie. Kobieta, najpewniej zaniepokojona stanem zdrowia dzieci, próbowała cokolwiek wskórać telefonicznie.  Panie w okienku rozłożyły tylko ręce, mówiąc, ze nic zrobić się nie da. A co z tym, że każde polskie dziecko ma prawo do bezpłatnej opieki zdrowotnej? No spoko, ale musi być najpierw w systemie. Koniec. Kropka.

Wystarczy chcieć

Zrobiło się niemałe zamieszanie i lekarka, która zgodziła się przyjąć dzieci, wyszła na korytarz. Matka płakała, nie wiedząc, co robić, a dość zimne i niezmienne stanowisko pań w rejestracji nie pomagało. Bo teraz były już trzy. Kobiety wyjaśniły lekarce, że nie mogą zarejestrować wizyty na pacjenta, który nie istnieje w systemie. 

"A starsze jest?" - rzuciła pani doktor. Jedna z kobiet z rejestracji przytaknęła. "No dobrze, to proszę zarejestrować to jedno dziecko i zakończyć ten cyrk, przecież nie będziemy tu stały cały dzień". Odwróciła się do matki, złapała ją za rękę i powiedziała: "Ale do gabinetu oczywiście proszę zabrać maluszka, przecież sam tu nie zostanie", było widać delikatny uśmiech i nagle zrobiło się jakoś tak spokojniej. Jakby z matki uszło cale powietrze.

Kobieta, wychodząc z gabinetu, przepraszała i dziękowała na zmianę. Co się tam wydarzyło? Nie wiem. Znając panią doktor, która słynie z tego, że mały pacjent jest dla niej najważniejszy, mogę jedynie przypuszczać, że olewając cały ten system, po prostu zbadała dziecko, które potrzebowało pomocy. Bo chyba o to chodzi w pracy lekarza prawda?

Czytaj także: https://mamadu.pl/165097,mama-po-narodzinach-dziecka-kobiety-mowia-ze-staja-sie-niewidzialne