Pracujące mamy bywają zmęczone. Samotne mamy bywają wykończone. A samotne pracujące mamy najczęściej jeszcze przed 9.00 rano marzą o tym, by dzień dobiegł końca, a one mogły położyć się do łóżka. Ta mama ma ważny apel do wszystkich kobiet, które samodzielnie wychowują dzieci i mają wszystkiego dosyć jeszcze przed rozpoczęciem dnia na dobre.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Dziś rano musiałam obudzić 4 zaspanych dzieci. Niektórym wystarczy delikatne poklepanie, inne potrzebują zdecydowanego ruchu z mojej strony. Jedno wymaga zdjęcia z niego kołdry i prób dobudzenia prawie że zrzuceniem na podłogę. Nie jestem dumna z takich metod, ale tylko one działają.
Pościeliłam 5 łóżek, w tym jedno dwukrotnie, ponieważ ktoś ukradkiem do niego wrócił i próbował ponownie iść spać. Nie zdziwi was chyba, że mogłam to być ja.
Wzięłam prysznic i zaczęłam w końcu wyglądać trochę jak człowiek. Trzykrotnie spuściłam wodę w toalecie po wizycie każdego dziecka i wyjęłam spod łóżka mokrą skarpetkę, która wpadła do sedesu córce.
Zrobiłam 2 filiżanki bardzo mocnej kawy.
Ubrałam jedno dziecko i siebie, drugiemu powiedziałam, że jego "strój" prawdopodobnie skończy się wezwaniem mnie do szkoły, jeśli pozwolę mu wyjść w nim z domu.
Przypomniałam wszystkim, że trzeba umyć zęby. Cztery razy to powtórzyłam, a i tak nikt tego nie zrobił. Przysięgam, kiedyś w końcu uda się ten nawyk wypracować.
Musiałam krzyknąć: "Przestań krzyczeć, obudzisz wszystkich w bloku!" na tyle głośno, że sama prawdopodobnie obudziłam wszystkich sąsiadów. Wielokrotnie, nie tylko dziś.
Najpierw pojechałam do szkoły ze starszakami, a za chwilę jechałam drugi raz z rzeczami, których starsze dzieci zapomniały. Potem stałam na przystanku autobusowym z przedszkolakami i czekałam na 2 kolejne autobusy, które nie przyjechały, przy okazji próbując namówić je, by wyszły z krzaków i bawiły się na przystanku.
Odstawiłam je do przedszkola i wróciłam do mojego pustego domu. Wyczyściłam resztki śniadania z kuchennego blatu, stołu i mojej koszulki.
Ułożyłam poduszki na łózkach, które po pobudce zajmowały całą podłogę w pokoju i zdjęłam bieliznę z Psim Patrolem ze stolika kawowego w salonie. Włożyłam ubrania do pralki i włączyłam ją. Nałożyłam na usta ochronną pomadkę, którą wcześniej zostawiłam na 4 dziecięcych policzkach.
Nakarmiłam i nalałam wodę dla psa, wytarłam kuchenny blat, wyłączyłam telewizor, ekspres do kawy i sto świateł. Przeczytałam 12 nieodebranych SMS-ów, 5 połączeń i w końcu wyszłam z domu do pracy.
Wszystko przed 9.00 rano.
Kiedy siedzę przy biurku w pracy i włączam swój komputer, mój zegarek mówi mi, że przeszłam 6000 kroków. Tyle chodziłam, żeby przygotować siebie i dzieci do wyjścia z domu. A jeśli chodzenie prawie 4 km i niedotarcie do żadnego celu nie jest tym, jak obecnie wygląda moje życie, to nie wiem, co innego może być jego kwintesencją.
Nie piszę tego wszystkiego, by znaleźć współczucie. Mam to szczęście, że mam pracę, która jest elastyczna. I że w ogóle ją mam. Mam szczęście, że mam czwórkę zdrowych dzieci i nie muszę dodatkowo spędzać wielu godzin w kolejkach do lekarzy, jeżdżeniu na konsultacje i rehabilitacje czy byciu w stałym kontakcie z ich nauczycielami wspomagającymi w szkole i przedszkolu. Mam szczęście, bo żyję w kulturze, w której kobiety mogą i pracują swobodnie poza domem. Mam szczęście, że sama jestem na tyle zdrowa, aby w większości sobie z tym wszystkim poradzić.
Piszę to wszystko po to, bo nie wiem, ile razy jeszcze zniosę to, gdy ktoś mi powie: „O wow, tak świetnie sobie radzisz i udaje ci się łączyć dzieci, dom i pracę. Takie wyskoczenie do biura to jak rozrywka”. A ja w tym momencie nie wiem, czy mam się roześmiać, rozpłakać czy w ogóle na takie komentarze nie reagować.
Do każdej pracującej mamy, która tu z nami jest: nie jesteś sama, wszystkie jedziemy na tym wózku. Przesyłam do ciebie swoje dobre myśli i wiem, że gdzieś tam jesteś, podobna do mnie. A do wszystkich mam, nie tylko tych pracujących, podnoszę w toaście swój kubek (zimnej) kawy. Ciągle dajesz radę, siostro, jakkolwiek ty to widzisz. Nawet gdy czujesz, ze ci nie wychodzi i zawodzisz. Każda mama ma tę ogromną moc, dzięki której daje radę. Choć nie ma czasu i wciąż ma jakąś robotę do wykonania".