Paweł ruszył do wakacyjnej pracy, by we wrześniu, jeszcze przed studiami, wyjechać na wycieczkę do Hiszpanii. Nie spodziewał się jednak, że tak trudno przyjdzie mu stać za kasą w popularnym fast-foodzie i przyjmować w twarz obelgi zdenerwowanych rodziców.
"Przewróciły mi się frytki i zacząłem zgarniać je ręką do środka, a facet, który miał je odebrać, zaczął się na mnie wydzierać, wyzwał mnie od brudasów i flejtuchów, choć sam śmierdział potem na kilka metrów" - opowiada chłopak.
Codziennie obsługuję setki ludzi, większość z nich to rodziny z dziećmi. Restauracja mieści się przy autostradzie i wiele głodnych osób zajeżdża do niej, zanim ruszy dalej w trasę. "Widzę przekrój całego społeczeństwa i niestety, nie mam nic miłego o nim do powiedzenia. A rodzice są najgorsi. Starałem się im współczuć, ale widzę, że oni nie myślą tak o mnie, tylko wylewają swoją frustrację na pierwszą osobę, którą widzą po wyjściu z samochodu" - tłumaczy.
Czarę goryczy przelał u Pawła ostatni weekend i chłopak zastanawia się, czy nie rzucić pracy. "W jedno popołudnie zjechało tyle ludzi, że mieliśmy do przygotowania 70 zamówień. Koszmar! A wszystkie złożone z kilku zestawów. Trzeba było czekać, ale ojcowie (szczególnie) nie popisywali się cierpliwością" - relacjonuje.
"I w tym amoku, gdy wszyscy krzyczą na mnie "ile jeszcze?", przepychają się w kolejce i sapią, że oni by mnie nie zatrudnili, kilkuletnia dziewczynka zwymiotowała na zjeżdżalni. Dziadkowie wprowadzili ją do łazienki. Od stóp do głów była mokra, a o zapachu nawet nie wspomnę" - pisze Paweł.
Poszedł pomóc koleżance, która sprzątała zjeżdżalnie, bo chciał uciec od dusznego zapachu w restauracji. "Uznałem, że na powietrzu będzie lepiej, ale nie spodziewałem się, że podejdzie do nas chmara dzieci, które będą zaglądały przez ramię, by obejrzeć czyjeś wymiociny. Ich rodzice siedzieli i zjadali frytki".
Paweł nazywa rodziców bezmyślnymi i sfrustrowanymi ludźmi, którzy marzą jedynie o tym, by zatkać dzieciom buźkę frytkami. "Nawet nie mam nic do tych dzieci, są takie, bo ich rodzice tak je wychowują, ale już po tygodniu nie mogę patrzeć na ludzi. Zaczęli mnie obrzydzać".
Niestety, podróż z autem może być frustrująca dla rodziców, a długi czas oczekiwania na jedzenie, tylko podsyca nieprzyjemne emocje. Jednak żadne rozżalenie nie zwalnia z szacunku do drugiego człowieka.
Być może postawienie granicy i zwrócenie klientowi uwagi na posługiwanie się nieodpowiednim językiem, mogłoby odnieść skutek. Większość ludzi jednak kieruje się emocjami nieświadomie i przypomnienie im, że mówią przykre dla innych rzeczy, skłania ich do przeprosin.
W opowieści Pawła widać zdenerwowanie, które ze względu na okoliczności, które opisuje, jest całkowicie zrozumiałe. Decyzję, czy zostać w pracy, czy z niej odejść, musi podjąć sam. Wakacje to intensywny czas w restauracji i wraz z biegiem lata nie będzie łatwiej obsługiwać gości.