"Nigdy nie byliśmy bogaci, ale kiedy dzieci były małe, radziliśmy sobie finansowo znacznie lepiej niż teraz: stać nas było na wakacje nad morzem i ferie zimowe w górach, ładne ubrania, nie musieliśmy oszczędzać na jedzeniu. Jednak kilka lat temu mała firma mojego męża upadła i od tamtej pory łapał się głównie prac dorywczych. Były miesiące, że żyliśmy tylko z mojej, do tego niezbyt wysokiej, pensji.
Nie ma co się nad tym rozwodzić: jest po prostu biednie, a ślad dawnych lepszych lat już dawno z naszego życia zniknął. Nasze mieszkanie wymaga generalnego remontu, meble są stare i poniszczone, samochód, który kupiliśmy 10 lat temu jako całkiem niezłe auto, dziś przypomina już zwykłego grata. Wstyd się przyznać, ale moja córka, która dziś ma 16 lat, ostatni raz nad morzem była jako 6-latka. Ona nawet nie pamięta, jak ono wygląda.
Ja jestem bezsilna, ale jakoś się przyzwyczaiłam do tej naszej biedy: patrzę na to jak na etap przejściowy i wiem, że po prostu trzeba zacisnąć zęby, przeczekać aż dzieci podrosną, pójdą na studia, do pracy. Łudzę się, że wtedy będzie nam lżej, a tak ciągle mamy jakieś opłaty, zwłaszcza że młodsza córka dużo choruje.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz sobie coś kupiłam: nie chodzę do kosmetyczek i fryzjerów jak inne kobiety, nie kupuję sobie ubrań. Jest mi czasami wstyd, że do pracy chodzę ciągle w tych samych spodniach. Jednak dużo bardziej niż siebie jest mi żal mojej najstarszej córki.
Widzę, że ona bardzo to wszystko przeżywa. Nie do końca rozumie, jak ten 'dorosły' świat funkcjonuje i czasami ma do nas pretensje o to, że żyjemy tak biednie. Ja wiem, że ona chce mieć to, co jej koleżanki: dobry telefon, markowe ciuchy, wakacje w Portugalii i obozy językowe.
Ostatnio przekonywała nas, żebyśmy pozwolili jej jechać na wyjazd z nauką angielskiego na Maltę z koleżankami z klasy. Bardzo pięknie o tym mówiła i wypunktowała same plusy: nauka języka w terenie, poprawa ocen w szkole, nowe znajomości, zwiedzanie. Pokazywała nam zdjęcia w internecie. I tak bardzo było mi jej żal, kiedy tłumaczyliśmy jej, że to nie jest kwestia tego, że my nie chcemy jej tam puścić. My po prostu nie możemy tego zrobić, bo ten wyjazd kosztował tyle, co aktualnie wynosi nasz miesięczny budżet.
Już dawno zauważyłam, że im moja córka jest starsza, tym bardziej przeżywa to, że nie ma tyle, ile mają jej koleżanki. Ja widzę, że ona ma z tym ogromny problem: kiedy jej koleżanki chodzą po centrach handlowych w centrum miasta i kupują, co im się podoba, ona gimnastykuje się w sklepach z używaną odzieżą, żeby znaleźć coś, co będzie na niej dobrze wyglądało. Nie zawsze jej się to udaje i spora część tych rzeczy na niej wisi. Kiedy jej zwracam na to uwagę, mówi, że gdybym dała jej pieniądze, to by poszła do normalnego sklepu i kupiła to, co jest w jej rozmiarze, a nie to, co aktualnie jest w sklepie.
Mojego męża denerwują tego typu przytyki i niestety często się z córką kłóci. Ja staram się tego nie robić, ale czasami też czuję się zakłopotana i winna. I to prowadzi do frustracji, a w rezultacie do nerwów. Niestety tak chyba w życiu jest, że tam gdzie są kłopoty finansowe i bieda, to od razu pojawiają się nerwy, pretensje i awantury. Rodzina się hartuje, ale jednocześnie relacje słabną.
Co jakiś czas nasza córka próbuje nas przycisnąć, żebyśmy zrobili w domu remont. Ogląda materiały budowlane, meble i nam pokazuje. Próbuje przekonać nas do tego remontu, tak jakbyśmy mogli to wszystko kupić, ale nie chcieli. I myślę, że właśnie nasze mieszkanie jest jej największym kompleksem.
Mieszkamy w starej kamienicy na 45 metrach. Dziewczyny mają swoje pokoje, ale tylko dlatego, że prowizorycznie przedzieliliśmy im jeden duży pokój na pół: w rezultacie jedna z nich ma okno na balkon a druga drzwi. To takie dwa małe podłużne pokoiki.
Moja starsza córka nigdy nie przyprowadza nikogo do domu. Myślę, że sam metraż jej nie przeszkadza tak, jak to, że żyjemy w ruinie. Staram się, żeby w domu zawsze było czysto, ale wiadomo jak jest przy kilku osobach na tak małej przestrzeni: bałagan robi się z prędkością światła.
Moją córka ciągle narzeka, że meble w kuchni są stare. Są i ja też marzę o tym, żeby ten remont zrobić: w wiszących szafkach poodpadały nam drzwiczki tak, że już nawet nie ma sensu ich zawieszać od nowa, a w podłodze, w terakocie, zrobiła się zwyczajna dziura.
Denerwuje ją to, że w jej pokoju jest wielka szafa dla całej rodziny, przez którą prawie nic się w tym jej pokoiku więcej nie mieści. W opozycji do idealnych różowych sypialni jej przyjaciółek, gdzie mają nawet toaletki. Z mężem, żeby jej poprawić humor, zawiesiliśmy w jej pokoju ozdobne lustro, które 'upolowaliśmy' na targu staroci, a pod spodem powiesiliśmy półeczkę na kosmetyki.
Jest mi przykro, że nie przyprowadza żadnych koleżanek do domu. Ona non stop nocuje u swojej przyjaciółki, jej rodzice zabierają dziewczyny do nich na działkę, do kina. A ta koleżanka u nas nawet nigdy nie była, córka ukrywa nas, jakbyśmy byli jakimiś kryminalistami.
Tych rodziców znam tylko z zebrań szkolnych i widać, że są normalnymi sympatycznymi ludźmi. Na pewno domyślają się, że sytuacje finansowe naszych rodzin diametralnie się różnią, ale podczas rozmowy nie dają po sobie tego poznać. Boli mnie, że moja córka ma tak silny opór przed przyprowadzeniem bliskiej osoby do domu i tak małe zaufanie, że ta przyjaciółka zaakceptuje to, jak wygląda jej życie.
Nie chcę z nią o tym rozmawiać, bo boję się, że poruszę drażliwy temat. Czuję ogromne wyrzuty sumienia. Ale nie wiem, co mam zrobić. Nie wyczaruję tych pieniędzy".
Chyba najlepszym rozwiązaniem tej sytuacji jest szczera rozmowa z córką, co zapewne nie będzie ani łatwe, ani przyjemne dla obu stron. Niestety opisana sytuacja wskazuje, że nastolatka ma ogromny problem z zaakceptowaniem sytuacji, w której się znalazła jej rodzina.
To, że chcemy więcej i lepiej, jest całkowicie naturalne. Ale w przypadku, w którym trudna sytuacja finansowa i nieodpowiednie warunki mieszkaniowe determinują zachowanie i nastrój córki, konieczne może być sięgnięcie po opinię specjalisty.
W tej historii widać jednak, że rodzice starają się, jak mogą, żeby dzieciom dać namiastkę ich marzeń: jeśli marzeniem nastolatki była toaletka, to rozwiązanie zaproponowane przez jej rodziców, czyli dostosowanie jej do możliwości finansowych i mieszkaniowych, było bardzo dobrym krokiem.
Czytaj także: https://mamadu.pl/149901,czego-wstydza-sie-nastoletnie-dziewczyny-rozmowy-z-corka-o-ciele-i-okresie