mamDu_avatar

Wyznania młodej matki: "Weźcie sobie to 500 plus. Próbuję od roku dać dziecko do żłobka, bez skutku"

Martyna Pstrąg-Jaworska

02 czerwca 2022, 10:07 · 4 minuty czytania
Niby dostajemy jako rodziny pieniądze od państwa - 500+, dofinansowanie żłobka czy 12 tysięcy na dziecko. Czy te pieniądze są coś warte, jeśli w żłobkach i przedszkolach brakuje dla dzieci miejsc, a ich rodzice muszę płacić niebotycznie wysokie podatki, kiedy bezrobotni tylko pobierają pieniądze? Oto list Patrycji, mamy, która ma już dosyć tego, jak wygląda w naszym kraju polityka prorodzinna.


Wyznania młodej matki: "Weźcie sobie to 500 plus. Próbuję od roku dać dziecko do żłobka, bez skutku"

Martyna Pstrąg-Jaworska
02 czerwca 2022, 10:07 • 1 minuta czytania
Niby dostajemy jako rodziny pieniądze od państwa - 500+, dofinansowanie żłobka czy 12 tysięcy na dziecko. Czy te pieniądze są coś warte, jeśli w żłobkach i przedszkolach brakuje dla dzieci miejsc, a ich rodzice muszę płacić niebotycznie wysokie podatki, kiedy bezrobotni tylko pobierają pieniądze? Oto list Patrycji, mamy, która ma już dosyć tego, jak wygląda w naszym kraju polityka prorodzinna.
Młodzi rodzice dostają świadczenia rodzinne, ale nie mają pomocy państwa np. w znalezieniu miejsca w żłobku. Pexels
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej
  • W Polsce rząd chwali się tym, że mamy rozbudowaną politykę prorodzinną, a młodzi rodzice otrzymują od państwa naprawdę sporo pieniędzy.
  • Nie każdy uważa jednak, że polityka prorodzinna powinna tak wyglądać - czasem zamiast pieniędzy lepsze byłoby zapewnione miejsce w żłobku dla dziecka.
  • Otrzymaliśmy list od młodej mamy dwójki dzieci - kobieta przyznaje, że jest sfrustrowana, bo to, jaką pomoc otrzymuje od państwa, wcale nie ułatwia jej życia.

Polska – kraina mlekiem, miodem i 500+ płynąca

Napisała do nas Patrycja, mama dwójki dzieci, która przyznaje, że ludziom, którzy mają starsze dzieci lub takim, których dzieci są już dorosłe i nie muszą ich utrzymywać, wydaje się, że polska polityka prorodzinna bardzo pomaga obecnym młodym rodzicom: "Żyjemy w kraju, w którym rząd szczyci się tym, że ma taką świetną politykę prorodzinną. Że rodziny dostają 500+, dofinansowania do żłobka na pierwsze dziecko i 12 tysięcy na dziecko przy kolejnych maluchach.

Normalnie kraina mlekiem i miodem płynąca, prawda? No nieprawda. Bo co z tego, że dostajemy 500 zł na każde dziecko (dobrze, że już nie na drugie i kolejne, jak to było na początku…), skoro to świadczenie nie przeszło żadnej waloryzacji i dziś przy szalejącej inflacji znaczy naprawdę niewiele (paczka pieluch na miesiąc używania kosztuje ok. 200 zł)?" – rozpoczyna swój list Patrycja.

Kobieta jest poruszona i zła na to, jak politycy szczycą się tym, że pomagają rodzinom i jak chwalą się m.in. programem Rodzinnego Kapitału Opiekuńczego: "Podobnie sprawa ma się z 12 tysiącami na dziecko, którymi tak się na początku roku rząd szczycił. W trakcie składania wniosków okazało się jednak, że te 12 tysięcy to nie przysługują wszystkim jednakowo, bo jeśli masz starsze dziecko niż takie, które ma równy rok, to ze świadczenia otrzymasz tylko połowę albo 1/3 zależnie od tego, ile dziecku zostało do 3. urodzin.

Nie zrozumcie mnie źle, ja się naprawdę cieszę, że jest możliwość otrzymania takich świadczeń, i tak – korzystam z nich, ale nie zamierzam za to nikogo po nogach całować. To moje pieniądze z podatków, które w Polsce są niebotycznie wysokie. I nie rozumiem tych, którzy mówią, że powinnam się cieszyć, bo moi rodzice takich pieniędzy nie dostawali. No nie dostawali. Ale mieli zapewnioną pracę z etatem, odprowadzaniem składek i emeryturą.

A dziś wciskają nam 500+ i inne wymysły, zamiast dać młodym rodzinom mieszkania (przecież w PRL-u pracownikom takie przysługiwały!) czy zapewnić godziwe zarobki na umowach o pracę, a nie śmieciówkach. Albo zamiast 500+ dać lepszą ulgę podatkową tym, którzy mają zatrudnienie" – żali się młoda mama dwójki dzieci.

Dają pieniądze na opiekę, a opieki brak

Partycja jest też rozżalona, ponieważ chciałaby wrócić do pracy, a nie może, bo dla swojego 2-letniego dziecka nie może znaleźć miejsca w okolicznych żłobkach: "Do tego dochodzi coś, co mnie najbardziej denerwuje. Dają mi 12 tysięcy na opiekę nad dzieckiem do 3. roku życia, zanim maluch pójdzie do przedszkola. Wszystko fajnie, ale co mi po pieniądzach, jeśli państwowych żłobków jest jak na lekarstwo albo nie ma w nich miejsc dla wszystkich dzieci?

W małej miejscowości, w której mieszkam, na całe miasto powiatowe jest 1 publiczny żłobek, w którym jest przyjętych 25 dzieci. Reszta placówek jest prywatna, tam trzeba zostawić czesnego ok. 1500 zł, czasem nawet i 2 tysiące. To czasem dla kogoś ponad połowa wypłaty, a czasem i jeszcze więcej. Nie każdego na to stać, a i tak lista rezerwowa pęka w szwach, nie ma szans, by przyjęli tam dziecko w ciągu najbliższego pół roku. Co mi więc po 12 tysiącach, którymi nie mogę opłacić opieki dla dziecka? Za te pieniądze nie wynajmę niani, by iść na 8 godzin do pracy, bo niani obecnie płaci się tyle, że te pieniądze z Rodzinnego Kapitału Opiekuńczego to 1/4 ich pensji.

Czy zamiast szczycić się tym, że da się rodzinom kolejne pieniądze, które Dżesiki i Brajany wydadzą na nową hybrydę i czteropak piwa, nie lepiej byłoby zwiększyć ilość placówek albo chociaż ilość miejsc w żłobkach i przedszkolach, które już istnieją? Uważam, że powinno to być zależne od zarobków – faktycznie, jeśli ktoś lepiej zarabia, niech proporcjonalnie więcej płaci za ten żłobek, ale bez problemu z tym, że tego miejsca dla dziecka w ogóle nie ma. Ja wolałabym nie dostawać tych 12 tysięcy, jeśli w zamian za to mogłabym normalnie zapisać dziecko do żłobka.

A tak to otrzymuję pieniądze – a jakże! – a mimo to muszę z 2-latkiem siedzieć w domu, bo nie mam możliwości pójścia do pracy, bo nie mam dla niego zapewnionej opieki. Jaka w tym logika? Jak rodzice mają po tych macierzyńskich i wychowawczych wracać do pracy?" – opisuje młoda mama. Kobieta przyznaje, że chciałaby wrócić do pracy w pełnym wymiarze, ale nie ma takiej możliwości, dopóki jej dziecko nie pójdzie do przedszkola, w którym jest trochę łatwiej z miejscem dla dziecka, niż to wygląda w przypadku żłobka.

"Ciesz się, kiedyś było dużo gorzej…"

Kobieta zauważa, że od starszych osób często słyszy jeden komentarz, gdy zaczyna się żalić: "Czasem słyszę od swojej babci: ‘Dziecko ciesz się, korzystaj. Ja wychowałam 4 dzieci i nikt mi nie dokładał do ich wychowywania’. Nie twierdzę, że nie. Ale w czasach, gdy moja babcia miała dzieci, mogła sobie pozwolić na to, by zajmować się nimi w domu i nie próbować łączyć macierzyństwa z pracą, bo jej mąż zarabiał tyle, że było ich stać na godne życie.

I mieszkanie dziadek też dostał, bo pracował w zakładzie produkcyjnym, który przyznawał swoim pracownikom z rodzinami mieszkania. Teraz nie dość, że nie stać nas na to, by jedno z rodziców nie pracowało i opiekowało się dziećmi, to jeśli nie masz niebotycznego wkładu własnego na kredyt na 30 lat, to możesz zapomnieć o tym, żeby mieć mieszkanie dla siebie i dzieci na własność. Czy tylko mnie się wydaje, że coś tu jest nie tak? Że taka polityka prorodzinna to odpowiada, ale tylko tym, którzy żyją z zasiłku i świadczeń rodzinnych wypłacanych z MOPS-u?

A gdzie godne warunki życia i pomoc państwa normalnym rodzinom? Tym, którzy pracują na etatach i kombinują, jak odebrać dziecko z przedszkola przed 17.00? Takim rodzicom, którzy chcą, by ich dzieci chodziły do żłobków i przedszkoli, a oni mieli możliwość normalnej pracy, z której później otrzymają emeryturę i nie będą musieli martwić się o przyszłość? I dlaczego ja mam rządowi dziękować, że daje mi świadczenia rodzinne, na które pieniądze i tak pobierają z moich podatków? Chyba ja czegoś tu nie rozumiem… Gdzie niby ta polityka prorodzinna? Już mnie wcale nie dziwi, że poziom dzietności w tym kraju coraz bardziej spada mimo takiej „pomocy finansowej”, którą rząd zapewnia młodym rodzicom..." – kończy swój list Patrycja.

Czytaj także: https://mamadu.pl/158729,polki-nie-chca-miec-dzieci-uwazaja-ze-zajscie-w-ciaze-w-polsce-to-ryzyko