Wkurzyłam się poważnie! Aż zrobiłam mężowi awanturę. Jadąc w trochę skrajne przykłady, rzuciłam, że jak mnie szlag trafi, to dzieci zapomną, jak wyglądam, bo nie mam żadnych fot. Oczywiście, gadka szmatka, że przesadzam. No więc zasiadłam do naszego rodzinnego archiwum i zaczęłam przeglądać foty z ostatnich 10 lat... no i zgadnijcie co? Okazuje się, że zostałam mamą i zniknęłam. Zupełnie, jakby ktoś usiadł i wykasował ostatnie lata mojego życia z rodzinnego albumu.
Zdjęcia z pierwszej połowy naszej rodzicielskiej przygody to w zasadzie samo dziecko, bliskie kadry, śliczne portrety. Nie ma jak fascynacja lustrzanką i niemowlakiem oraz kupa wolnego czasu na zabawę w fotografa. Mam chyba zdjęcie z każdego dnia pierwszego roku mojego starszego dziecka. Ja? Ze 3 foty w piżamie. Potem pierwsze wakacje, jakieś pozowane rodzinne zdjęcia zrobione przez obcego. Klasyka rodzinnego albumu.
Potem widać dużą zmianę. Tak, to ten moment, gdy komórką już możesz zrobić lepszą fotę, a taszczenie wielkiego aparatu, o który się boisz, jest absolutnie bezsensu. Widać także gwałtowny wzrost liczby filmików. Maluch robi tyle zabawnych i nowych rzeczy, fota przecież tego nie odda. Pojawiają się selfie (chyba weszła na nie moda, bo wcześniej nie było), więc jest trochę moich fot z dzieckiem. Ze 3 portreciki na profilowe na Facebooka i tyle.
Lecimy dalej. Są jakieś foty, bo jak się strzela ich tyle telefonem to ciężko, by mnie nie było. Oczywiście wyglądam na nich, jak "idź stąd i nie wracaj". Gdyby były wydrukowane, to miałbym ochotę je spalić. Odkąd mamy dwójkę dzieci, zauważam, że ewidentnie nie mam czasu na robienie selfie, ani sobie samej, ani z żadnym z dzieci, o mężu już nie mówiąc. Nie robię ich, więc ich nie mam.
Nie wrzucamy fot na insta czy Facebooka, a foty ewentualnie lecą do dziadków. Po co więc im nasze foty? Przez ostatnie dwa lata nie byliśmy na urlopie, a większość zdjęć to próba zsynchronizowania 2 dzieci. Seria 20 zdjęć i absolutnie na żadnym dwoje jednocześnie nie patrzy w obiektyw, za to zawsze któreś jest rozmazane. Masakra! O świątecznych rodzinnych "pozowanych" fotach zawsze zapominamy.
Oczywiście liczę, że moje dzieci nigdy nie zapomną, jak wyglądałam - szczególnie, gdy byłam piękna i młoda. A także, że zapamiętają, że jeździłam z nimi na wakacje. Jednak miło byłoby, gdybym była nie tylko mglistym wspomnieniem. Tak sobie myślę, że kiedyś usłyszę: "ale mamusiu, czemu z nami nie pojechałaś na ten wyjazd, gdy miałam 2-latka, chyba fajnie było".
Mamy jeden wyjazd, na którym na pewno "byłam" i jest to mocno udokumentowane. Wiecie dlaczego? Bo to jedyny, na którym mieliśmy selfie sticka. Ale czy naprawdę taki musi być los matki? Bardzo miło mi się wspomina i patrzy na te urokliwe kadry. Na rodzinne wakacje, nie tylko zawsze z perspektywy fotografa. Za kilka lat pewnie będzie mi też miło popatrzeć, jak ten zbuntowany nastolatek jeszcze parę lat temu lubił się do mnie przytulać, chciał siedzieć u mnie na kolanach, robiliśmy razem fajne rzeczy.
Zapytałam koleżanek, jak wygląda sytuacja u nich. I zgadnijcie? Poza jednym przykładem, gdzie facet jest total gadżeciarzem, kocha GoPro i pasjonuje się fotografią, wszystkie inne mamy mają dokładnie taką samą bazę zdjęć swoich zdjęć z dziećmi... czyli żadną. Dlatego panowie, czas coś z tym zrobić! I nie, nie kupujcie selfie sticka na Dzień Matki, tylko błagam, róbcie zdjęcia swoim kobietom!
Nie na odwal się, nie dla świętego spokoju, trzaskanie fotek w serii też się nie liczy. Naprawdę mając telefon niemalże non stop w ręku, nie tak trudno uchwycić zwariowane, piękne, czy wzruszające chwile. Zróbcie to dla swoich kobiet, dla swoich dzieci, ale i dla siebie.
Czytaj także: https://mamadu.pl/162637,mama-fotograf-zdradza-jak-zrobic-zdjecie-dziecka-smartfonem