Egzaminatorzy narzekają, że maturzyści ubierają się "niechlujnie". Kolorowe trampki rażą ich oczy w czasie przeprowadzania matur. Wiele szkół reguluje w statucie, jak uczniowie mają ubierać się na egzaminy. Jest tylko jeden kruczek – maturzysta to już nie uczeń. Komentarzu udzieliła nam Alina Czyżewska, aktywistka z Sieci Obywatelskiej Watchdog, otwarcie mówiąca o naruszaniu przepisów przez polskie szkoły.
Materiał wzbudził duże emocje wśród czytelników. Anna napisała: "Nie przesadzałabym z tym ubiorem. Widocznie młodzi traktują maturę, jako coś normalnego, a nie święto. Pamiętam swoją maturę, ten strój niby elegancki i z szacunkiem dla egzaminujących, powodował u mnie stres, nie czułam się naturalnie i swobodnie".
Inni pisali:
Marta: "Niby chcą być dorośli, dojrzali a butów nie potrafią wyczyścić??? Maturzyści w brudnych trampkach, to jak ktoś taki chce wkroczyć w dorosłe życie, skoro takiej prostej sprawy nie potrafi ogarnąć?".
Joanna: "Ten, kto wyniósł z domu podstawy kultury, dobrego wychowania i szacunku do tradycji potrafi ubrać się stosownie do wydarzenia. Dla takich ludzi strój galowy to żaden problem. Ten, kto nie potrafi przestrzegać pewnych norm, tylko reprezentuje swój poziom. Niestety...".
Nie zabrakło też głosów, które w kategoryczny sposób wyrażają swoje zdanie o strojach młodych ludzi.
Anna: "Patrząc, jak młodzież teraz się ubiera to nic dziwnego. Młode dziewczyny wyglądają jak stare babki i jak pracujące przy drodze".
Tak mówi prawo
W naszym materiale pojawiły się fragmenty statutów szkół, które opisują dokładnie, jak zdaniem organu prowadzącego uczeń ma prezentować się na egzaminie maturalnym. Wyliczone zostały czarne spodnie, białe koszule, a nawet apaszki.
Alina Czyżewska, aktywistka z Sieci Obywatelskiej Watchdog, zwraca uwagę, że takie przepisy to jawne naruszenie wolności praw człowieka.
– Po pierwsze maturzysta nie jest już uczniem szkoły. Wraz z otrzymaniem świadectwa jest niezależną, prywatną osobą, absolwentem, który podchodzi do egzaminu. Statut szkoły już go nie dotyczy. Szafowanie nim, by wymóc na nim "właściwy" ubiór jest nadużyciem – mówi.
Tłumaczy, że matura jest egzaminem państwowym przeprowadzanym przez szkołę, jednak instytucja nie może rościć sobie praw i ograniczać wolności osób przystępujących do egzaminu. A już na pewno nie może zabronić nikomu wstępu na salę, w której się odbywa ze względu na "nieodpowiedni" strój.
– W statutach wpisywane są rzeczy niezgodne z prawem. I to jest norma w polskich szkołach. To, że placówki publiczne roszczą sobie prawo do ingerowania w tożsamość młodych ludzi, pokazuje, jakim jesteśmy społeczeństwem – komentuje Alina Czyżewska.
Artykuł 9 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności brzmi:
„1. Każdy ma prawo do wolności myśli, sumienia i wyznania; prawo to obejmuje wolność zmiany wyznania lub przekonań oraz wolność uzewnętrzniania indywidualnie, lub wspólnie z innymi, publicznie lub prywatnie, swego wyznania lub przekonań przez uprawianie kultu, nauczanie, praktykowanie i czynności rytualne.
2. Wolność uzewnętrzniania wyznania lub przekonań może podlegać jedynie takim ograniczeniom, które są przewidziane przez ustawę i konieczne w społeczeństwie demokratycznym z uwagi na interesy bezpieczeństwa publicznego, ochronę porządku publicznego, zdrowia i moralności lub ochronę praw i wolności innych osób”.
Według Czyżewskiej strój może być deklaracją przekonań, a ograniczanie go i wpływanie na niego to łamanie praw człowieka.
Kodeks Cywilny w artykułach 23 i 24 stwierdza, że „dobra osobiste człowieka, jak w szczególności zdrowie, wolność, cześć, swoboda sumienia, nazwisko lub pseudonim, WIZERUNEK, tajemnica korespondencji, nietykalność mieszkania, twórczość naukowa, artystyczna, wynalazcza i racjonalizatorska, pozostają pod ochroną prawa cywilnego niezależnie od ochrony przewidzianej w innych przepisach”.
"Do pracy tak nie pójdziesz!"
W dyskusji o strojach galowych nie brakowało argumentów, że w trampkach i koszulce na ramiączka nie wypada pójść na rozmowę o pracę, do której rzekomo miałby przygotować egzamin maturalny. W swoim felietonie dotyczącym regulowania przez statuty szkolne ubioru uczniów Czyżewska pisze:
"Tak, jak nie karzemy sześciolatka w przedszkolu za to, że się zsikał w majtki, argumentując: 'bo w pracy się nie sika w majtki!', tak samo uznajmy, że rolą szkoły nie jest tresura do pracy (i to jeszcze w jakimś wyobrażonym reżimie). W trakcie edukacji szkolnej zachodzą u dziecka naturalne procesy rozwojowe, które szkoła ma obowiązek wspierać, a nie hamować. Nauczyciel – także!".
I dalej: "Nasz wygląd to także sposób ekspresji swego 'ja', określania i poszukiwania siebie. Nie jest zadaniem szkoły ciosać młodego człowieka według swego wyobrażenia, według jednego wzorca – powstałego w głowie nauczycielki czy w wizji rady pedagogicznej, zawartej w statucie. Szkoła i nauczyciel – według prawa – ma wspierać ucznia w jego rozwoju. Co robi tymczasem? Uczy podporządkowania czyimś gustom i widzimisię, dopasowania do szablonu, tłamsi odrębność i różnorodność".
Zamiast wypatrywać nieznanej dla dzieci przyszłości, warto przyjrzeć się młodym ludziom tu i teraz i zrobić rachunek sumienia. Każdy nauczyciel, który twierdzi, że zależy mu na ich losie, niech zada sobie pytanie: "Czy zrobiłem wszystko, aby dać tej osobie szansę na rozwinięcie swoich talentów i wyrażenie siebie?". Jeśli nie, to matura może być ostatnią szansą, aby przestać się wtrącać w życie dorosłego już człowieka.