
Nie musi być bardzo źle, by było słabo
"Oczywiście nie każdy ma koszmarnych teściów (szczęściarze!), niestety moi do tej grupy się zaliczają. Mamy absolutnie odmienne podejście chyba do każdego możliwego tematu. Nie kłócimy się zażarcie, ale każda ze stron lubi sobie dawać małe pstryczki w nos. To ten układ gdzie drażnimy się wzajemnie, a dłuższy wspólny pobyt jest potwornie męczący, ale żadna ze stron nie ograniczy kontaktów, bo to rodzina. Bo przecież nie ma między nami żadnych poważnych kłótni. I tak tkwimy w tym błędnym kole.
Wspólne wizyty, święta czy weekendowe wypady, sprawiają, że buzuje we mnie złość, żal i zmęczenie. Moim zdaniem jest słabo. Za dobrze, by urwać kontakt, jednocześnie zbyt kiepsko, by chcieć widywać się częściej. Gdy pojawiły się dzieci, zaczęli mnie rozczarowywać jeszcze bardziej. Bo dziadkami też są także średnimi, nie mają czasu dla dzieci, nie chcą z nimi spędzać czasu, nie mają ochoty ich odwiedzać, na prezenty kupują największy badziew. Ale i oni nie są dłużni. Ich zdaniem kiepskimi jesteśmy rodzicami, wszystko robimy nie tak.
Próbowałam tłumaczyć, nakłaniać, stwarzać sytuacje, w których się lepiej odnajdą. Nie chodzi o to, że chce, by nam pomagali (choć byłoby miło, jednak przestałam się łudzić), ale dzieciaki już zaczynają widzieć, że ich nie obchodzą. Żal mi ich i tego, jak wyglądają te spotkania. Żal mi męża, że siostra i jej rodzina jest ważniejsza, a my zawsze nie tacy, jak by chcieli jego rodzice.
Czas na dobre zmiany
Koleżanka ma bardzo podobny układ w rodzinie. Nie bardzo mogą liczyć na pomoc rodziców, ale nie chodzi o ogólną niechęć do dzieci, ale o posiadanie tych bardziej i mniej kochanych wnucząt, którymi mają ochotę się zająć. Jako synowa nigdy nie dorówna ich córce i jest to dość mocno podkreślane. Przed majówką poskarżyłam się, że znowu czeka mnie "wymarzony" wyjazd. Zazwyczaj wtórowała mi podobnymi historiami, ale ona nieporuszona tym razem rzuciła: 'Ja odpuściłam, po 15 latach zrozumiałam, że ich nie zmienię, są jacy są. Zaakceptowałam to i jestem zdrowsza i spokojniejsza.' Trochę nie chciało mi się w to uwierzyć...
Let it go!
Postanowiłam spróbować i niczym Elsa odpuścić sobie po całości, ale nie spodziewałam się takiego spektakularnego efektu. Spędziliśmy wspólnie 4 dni, bez napinki, sprzeczek, oczekiwań i żalu. Wróciłam wypoczęta jak nigdy. Kilkanaście lat zajęło mi zrozumienie, że próbowałam, ale:
Więc po co na to tracić czas, energię i życie? Długo mi zajęło, ale odpuściłam absolutnie wszystko i pogodziłam się z tym, że są tacy, jacy są.
To działa!
Pierwszy raz wróciłam od teściów tak zrelaksowana. Jak nigdy! Nie zawiozłam do nich zakupów ani gotowego jedzenia, które i tak zawsze było nie takie. Skoro nie gotuję jak trzeba, nie wchodziłam do kuchni. Skoro jestm leniwa, to co za różnica. Zamiast tracić czas na wymyślanie aktywności dziadkowe-dzieci, sama spędziłam miło czas z dzieciakami. Nie chcą słuchać o nas, to nie opowiadałam, nie denerwowałam się, że mnie nikt nie słucha, ale i nie musiałam słuchać o siostrze męża i jej dzieciach. Teść szukał zaczepki, by się posprzeczać, pokiwałam głową i poszłam bawić się z dziećmi.
Uważam, że dialog jest ważny. Każdy z nas jest inny, ale każda ze stron powinna chcieć dać coś z siebie, wypracować coś razem. Po kilkunastu latach zrozumiałam, że ja nie muszę cisnąć, by było tak, jak ja chcę i zmieniać ich na siłę, bo to nie ma już sensu, ale to także znaczy, że ja nie muszę być taka, jak oni oczekują. Nie takich chciałam teściów, nie takich dziadków dla mich dzieci, ale mam, co mam i czas z tym się pogodzić."