"Jestem ekspedientką w dużym sklepie. Lubię moją pracę. Jest ciężka, ale mogę spotkać różnych ludzi, obserwować społeczeństwo we wszystkich jego odsłonach, ale gdy tylko widzę matkę z dziećmi, muszę zacisnąć zęby i wzbić się na szczyty uprzejmości.
Dzieci dotykają palcami szyby z wędlinami, czasami nawet liżą, zrzucają ze stojaków kabanosy, wygrzebują czekolady z koszy i żaden rodzic jeszcze nie wrócił się, żeby po nich posprzątać.
Czasem matki powiedzą 'nie dotykaj szyby', ale nie odsuną dzieciaka od lady. Każą mu iść pobiegać. A dzieciom w to graj! Lecą pomiędzy półkami, zrzucają rzeczy, potrącają innych kupujących. Widzę, że matkom puszczają nerwy i szarpią potem te maluchy. Zawsze myślę wtedy, że są same sobie winne.
Za moich czasów dzieci wiedziały, jak zachować się w sklepie. Sama trzymałam się kiecki matki i nigdy nie przyszło mi na myśl, żeby się oddalić. I nie z powodu groźby, że dostanę w domu lanie za nieposłuszeństwo. Wiedziałam, że nie wolno i już. Nie zadawałam pytań, szanowałam matkę.
Teraz dzieciom za dużo się pozwala. Otwierają słodycze jeszcze w sklepie, zanim zapłacą, rozrywają opakowania, a potem matki pchają je na tył półki, żeby nikt nie zauważył, bo nie chcą płacić. Kiedyś było to nie do pomyślenia. Kierownik sklepu przyszedłby i kazał zanieść do kasy.
Jestem zdumiona tym, jak matkom nie chce się reagować. Nawet jak ktoś zwróci im uwagę, żeby opanowały dzieci. Prędzej urządzą awanturę, niż przyznają, że dzieci są niegrzeczne".
Rozumiemy frustrację Anny, której dzieci dokładają pracy. Jednak nie możemy zgodzić się ze stwierdzeniem, że "dzieci są niegrzeczne". Takie dzieci nie istnieją. Jeśli dziecko zachowuje się w "nieodpowiedni" sposób prawdopodobnie chce zwrócić na siebie uwagę, a któraś z jego potrzeb jest zaniedbana.
Oczywiście chciałybyśmy, aby dzieci zawsze zachowywały się wysublimowanie i "grzecznie". Jednak one są tylko dziećmi, a matki czasami pozwalają na więcej, bo są zmęczone i sfrustrowane. Każdy z nas ma gorszy dzień. I pani Ania i inne mamy, musimy pozwolić sobie na zrozumienie drugiej osoby.
To rodzic jest odpowiedzialny za zachowanie dziecka w miejscu publicznym. Nie co do tego wątpliwości. Być może bezpośrednie zwrócenie uwagi przez pracownika sklepu, odniosłoby lepszy efekt, niż skargi innych klientów.
Nie powiemy, że to dobrze, że dzieci rozrabiają w sklepie. Rzeczywiście ich zachowanie powinno być kontrolowane przez matkę. Zdaje nam się, że szczera odpowiedź z ust ekspedientki i jej opowieść o pracy mogłaby otworzyć małoletnim oczy na ogrom obowiązków, które ma na swoim stanowisku i w przyszłości odkładać słodycze na półki bez rozerwanych opakowań oraz lepiej zachowywać się na kolejnych zakupach z mamą.