
Odkąd wydało się, że zatrudniam panią do sprzątania, znajomi i rodzina traktują mnie z góry. Jak mówią, "chwalę się", zgrywam "nowobogacką" i równie dobrze mogłabym te pieniądze wywalić przez okno albo rozdać. A ja, dzięki tej "fanaberii" w końcu mam czas dla rodziny!
Marnowanie pieniędzy?
Jak to jest, że kiedy zatrudniamy hydraulika, malarza czy elektryka, to nikt nie kręci nosem i nie nazywa nas nowobogackimi, a kiedy zatrudnimy pomoc domową, to już wszyscy jednym głosem krzyczą, że w głowach nam się poprzewracało i co to za pomysły?
Właśnie tak zareagowała moja rodzina, kiedy na jednym z niedzielnych obiadków wspomniałam, że od kilku tygodni przychodzi do nas pani sprzątająca. Chwilowe zdziwienie szybko przeszło w niedowierzanie, a lekka pogarda wręcz w oburzenie, że z takimi pieniędzmi to można zrobić coś innego. Właściwszego. Na przykład wpłacić na cel charytatywny.
Bo życie to ma być udręka
Ja nie lubię sprzątać, ale to nawet nie w tym rzecz. Ja zwyczajnie nie mam na to czasu, bo pracuję w dwóch firmach i mam małe dziecko. Mąż wraca z pracy codziennie po 19. Ja między robieniem jednego a drugiego zlecenia biegnę po naszą córkę do przedszkola, robię obiad, sprzątam na bieżąco. Tak wygląda moja codzienność, a ten czas pracy zdalnej, wymieszanej z obowiązkami matki, przeciąga mi się do późnych godzin wieczornych. Często kończę projekt, jak moja córka już dawno śpi.
I właśnie po latach takiego szarpania się stwierdziliśmy z mężem, że to tak nie da rady, nie ma to sensu. Każdą wolną sobotę poświęcałam na sprzątanie, odpoczywałam tylko w niedzielę i od nowa maraton. Wstawanie o 6 rano i kończenie wszystkich obowiązków po 22. Zaczęłam być przemęczona, sfrustrowana, na widok nieumytej podłogi chciało mi się już płakać.
Uznaliśmy więc, że albo będę brała mniej zleceń i będę miała czas na ogarnięcie domu, ale kosztem moich zarobków, albo zatrudniamy pomoc domową, która mnie odciąży w domowych obowiązkach. Stanęło na tym, że znaleźliśmy panią, która przychodzi do nas dwa razy w tygodniu. Jej pomoc jest dla mnie po prostu nieoceniona i odkąd pojawiła się w naszym życiu, mam dużo więcej czasu dla siebie, męża i córki. Ostatnio, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, poszliśmy we troje do kina w weekend!
Nie każdemu się to podoba
Gdy zaczęłam wspominać o tym koleżankom, zauważyłam, że mają z tym problem. Moja najlepsza przyjaciółka prychnęła, że nigdy nie zapłaciłaby za to, żeby "ktoś po niej posprzątał". Inna stwierdziła, że to jakaś fanaberia. Może w jej przypadku by była, bo pracuje tylko w weekendy, a cały tydzień zajmuje się dzieckiem, które przez większość dnia jest w szkole. I ja wiem, że ona potrafi w ciągu dnia chodzić po kosmetyczkach i oglądać seriale, co w moim przypadku jest nie do pomyślenia. Jak się ma czas, to wiadomo, że inaczej się patrzy na pomoc domową.
Ale i tak najlepsza była reakcja mojej rodziny. Najwięcej do powiedzenia miała moja bratowa, która może i sprząta, ale kompletnie nie gotuje w domu i kilka razy w tygodniu jedzą pizze z jakieś sieciówki. Odparłam jej, że wolę płacić za sprzątanie niż przeznaczyć te pieniądze na zamawianie gotowego jedzenia, które zrobił nie wiadomo kto i nie wiadomo z czego. Bo ja, w odróżnieniu od niej, gotuję mojej rodzinie codziennie.
Oczywiście reszta rodziny podzielała jej zdanie. Mój brat stwierdził, że nie powinnam się do tego przyznawać, bo tylko "bufony chwalą się sprzątaczkami" tak, jakby to było coś zupełnie normalnego. A ja się pytam: a to nie jest normalne? Przecież to usługa jak usługa. Nienormalne jest takie podejście.
Ja nie wyliczam wydatków innym
Zresztą ja nigdy nikomu nie wytykałam na co wydaje pieniądze i czy moim zdaniem to potrzebne czy nie. A mogłabym, bo do wydatków każdego można byłoby się przyczepić i ocenić z własnej perspektywy. Oczywiście negatywnie, bo każdy ma inne priorytety i inne potrzeby. To, czego my potrzebujemy, dla innych jest zbędne i na odwrót.
Te koleżanki, o których wspominałam, potrafią wydać kilka tysięcy złotych, mimo że ich sytuacja finansowa jest mocno przeciętna, na jakieś gadżety do domu, których później w ogóle nie używają. Potrafią zadłużyć się na jakiś wypasiony samochód mimo, że mieszkają w malutkim mieszkaniu. Nakupić markowych kosmetyków. A ja nigdy nie skomentowałam, że wolałabym te 300 zł "przeznaczyć na potrzebujących", a podkład kupić taniej, za 20 zł. A najlepiej w ogóle go nie kupować.
Po co tak oceniać innych i ich wydatki? Nie rozumiem takiego podejścia, zwłaszcza, że nikogo nie pytałam o radę, czy dobrze robię, zatrudniając pomoc, czy nie. Ale jak zwykle ludzie mają najwięcej do powiedzenia w kwestii cudzych pieniędzy.
Od redakcji
Nic dziwnego, że autorka listu jest zirytowana. Nikt nie lubi, kiedy "zagląda mu się do kieszeni" i ocenia, czy dobrze wydaje swoje pieniądze, czy nie.
Zatrudnianie pomocy domowej to całkowicie normalna rzecz i wbrew pozorom bardzo dużo ludzi korzysta z tego typu usług. Niektórzy zatrudniają gosposie w pełnym wymiarze godzin, ale wiąże się to z płaceniem regularnej pensji, na co już nie każdy może sobie pozwolić. Dużo częstsze jest zatrudnianie pań do sprzątania raz lub dwa razy w tygodniu, czasem raz w miesiącu.
W wielu krajach jest to dużo powszechniejsze, ale w Polsce wciąż się z tym "oswajamy". Dlatego właśnie zatrudnienie pomocy domowej dla wielu ludzi może być niemałym szokiem.
Ale idąc za tym tokiem myślenia, to każdą usługę, za którą płacimy, przecież moglibyśmy zrobić sami za darmo: od "robienia" sobie paznokci po naprawę pralki. Autorka listu, z tego, co napisała, bardzo dużo pracuje, więc zrozumiałe jest, że chce część swoich obowiązków przekazać innym. I mieć więcej czasu na odpoczynek i dla rodziny. Bo przecież praca w domu to też praca i dlaczego uznajemy za normalniejsze to, że ktoś w tej pracy jest przez kilkanaście godzin niż to, że zapłaci za pomoc w posprzątaniu mieszkania? Łatwo jest oceniać przez swój pryzmat.