logo
Prezes firmy, która postawiła drastyczne billboardy, nie widzi w tym nic złego. fot. Lukasz Gdak/East News
Reklama.
  • Nowa kampania reklamowa Fabryki Rajstop Adrian wywołała kontrowersje. Billboardy nawiązują do wojny w Ukrainie, wiele osób uważa, że banery są zbyt drastyczne.
  • Prezeska firmy Małgorzata Rosołowska-Pomorska udzieliła wywiadów, w których mówi, że nie widzi nic złego w tego typu treściach. Jak zaznacza, powinniśmy uświadamiać społeczeństwo na temat wojny w Ukrainie.
  • Rodzice są oburzeni i jak mówią, ich dzieci bardzo przeżywają to, co widzą na banerach. "Pytają, czy to nieżywe dzieci z Ukrainy" – piszą w internecie.
  • Kontrowersyjna reklama

    W ostatnich dniach na ulicach polskich miast pojawiło się łącznie ok. 500 billboardów z nową reklamą Fabryki Rajstop Adrian ze Zgierza. Jednak te reklamy nie dość, że nie przedstawiają żadnego produktu tej firmy, to nawet w najmniejszym stopniu do nich nie nawiązują.

    Za to nawiązują, w wymowny i drastyczny sposób, do wojny w Ukrainie. Na grafice widzimy stos potłuczonych, zniszczonych, brudnych i nagich lalek, przypominających malutkie dzieci. Całość została opatrzona dużym logo firmy i mającym dać do myślenia napisem "Hipokryzja rodzicielką wojen i tyranów".

    Co autor miał na myśli?

    Jak tłumaczy właścicielka firmy Małgorzata Rosołowska-Pomorska, gdy podpisywała umowę na wiosenną kampanię, chciała w niej poruszyć zupełnie inny temat. "Jednak sytuacja się zmieniła i wojna stała się najważniejszym, najmroczniejszym tematem. Dlatego i ja mówię o wojnie. Mówię o hipokryzji, bo to właśnie ona doprowadziła do sytuacji, w jakiej teraz się znaleźliśmy. Jeśli nie reaguje się na Syrię, na Aleppo, na 40 tys. ludzi, którzy zginęli w Donbasie, to mamy efekt: wojnę za naszą granicą" – cytuje Rosołowską-Pomorską "Gazeta Wyborcza".

    Właścicielka firmy, która na swoim koncie ma już niejedną kontrowersyjną reklamę, przyznaje, że lalki na billboardzie słusznie przywodzą na myśl małe dzieci, ofiary wojny. "To symbol krzywdy dzieci, które zginęły w Ukrainie. Poniszczone lalki symbolizują także utracone dzieciństwo ukraińskich dzieci" – mówi.

    Rodzice oburzeni

    Nie trudno się domyślić, że nowe billboardy marki wywołały burzę w internecie. Rodzice piszą na forach, że ich dzieci boją się tego, co na tych banerach widzą. Jedna z internautek doniosła, że nowa reklama Fabryki Adrian stoi pod szkołą podstawową i codziennie patrzą na nią dziesiątki dzieci. Inna zdradziła, że jej dziecko popłakało się, gdy zobaczyło billboard. Takich komentarzy są dziesiątki, jeśli nie setki. I nie ma nic dziwnego w tym, że dzieci nie chcą patrzeć na tego typu treści, bo nie chcą na nie patrzeć także dorośli.

    Co na to pani prezes Fabryki Adrian? "Zdaję sobie sprawę, że te billboardy mogą się pojawić w okolicy szkół, przedszkoli, ale uważam, że dzieci i młodzież powinny być świadome tego, co dzieje się na Ukrainie i dlaczego widzą takie obrazy. Chowanie dzieci pod kloszem jest moim zdaniem błędem" – mówiła w rozmowie z "Wirtualnymi Mediami".

    I kto powiedział, że dzieci i młodzież nie są świadome tego, co się dzieje za naszą wschodnią granicą? Przecież dużo szybciej dzieci w wieku szkolnym będą miały bezpośredni kontakt z osobami uciekającymi przed wojną niż my, dorośli. Chociażby dlatego, że chodzą razem do szkoły. W podstawówkach, a nawet przedszkolach organizowano też specjalne wydarzenia i zbiórki, żeby pomóc dzieciom naszych sąsiadów. Nasze dzieci wiedzą, że jest wojna i że niewinni ludzie cierpią. Żeby się upewnić, że na pewno to przeżywają i nie chować ich pod kloszem, mamy zacząć je straszyć?

    Od ulotki do billboardu

    Warto pamiętać też, że patrzą na to nie tylko "nasze" dzieci i młodzież, które zgodnie z wypowiedzią pani Rosołowskiej-Pomorskiej potrzebują uświadomienia. Od początku wojny w Polsce znalazło schronienie 2,5 mln osób z Ukrainy. To głównie kobiety i dzieci, które borykają się z wojenną traumą. To, co te rodziny widziały, przeżyły, słyszały prawdopodobnie zostanie z nimi do końca życia. My nawet nie potrafimy sobie wyobrazić tego, co ci ludzie czują.

    Jakiś czas temu pisaliśmy o tym, że Kaja Godek zasypuje kobiety przybywające z Ukrainy ulotkami antyaborcyjnymi, które są ilustrowane drastycznymi zdjęciami. Apelowałyśmy, by nie wciskała kobietom, które uciekły z piekła tak brutalnych zdjęć. My powinniśmy chronić je przed przemocą, a nie fundować im kolejne traumy kolejnymi drastycznymi ulotkami i billboardami. "Ktoś się zastanowił, co czują te dzieci i kobiety z Ukrainy, kiedy na to patrzą? Przecież to chore" – komentują internauci.

    Trudny temat dźwignią reklamy

    Małgorzata Rosołowska-Pomorska zapytana o to, czy billboardy komercyjnej firmy na pewno są miejscem na przekazywanie tego typu treści, odpowiada zdecydowanie. "Tak, jesteśmy producentem rajstop i na tym zarabiamy. Mamy możliwość pokazywania w czasie kampanii tego, co dla nas jest ważne. I ja z tej możliwości właśnie skorzystałam" – mówiła w rozmowie z "Wyborczą".

    Marka Adrian jest znana z mocnych i kontrowersyjnych treści. W swoich kampaniach często dotyka trudnych tematów społecznych, z czego niektóre spotykały się z bardzo pozytywnymi reakcjami. Na billboardach pojawiały się kobiety m.in. w większych rozmiarach, z niepełnosprawnością czy w podeszłym wieku, co można było rozpatrywać jako sprzeciw wyidealizowanemu światu i pewnego rodzaju manifest.

    Nie brakuje jednak kampanii Adriana, które wywołały mieszane uczucia lub spotykały się z lawiną krytyki za drastyczność. Na nie, niestety, też musiały patrzeć dzieci – m.in. na kampanię, w której przedstawiono samobójczynię.

    logo
    fot. Jakub Kaminski/East News

    Nie każdy wierzy, że tego typu reklamy mają prowokować do poruszania ważnych tematów społecznych, a są po prostu strategią marketingową.

    – Myślę, że strategia tej firmy opiera się na wywołaniu jak największego rozgłosu, a takie kontrowersyjne i budzące emocje banery im go zapewniają. W myśl zasady "nie ważne co mówią, byle mówili". W odczuciu wielu osób firma przekroczyła jednak pewne granice i deklarują, że będą omijać produkty tej firmy z daleka. Ciężko przewidzieć, jak faktycznie będzie, bo takie działanie może równie dobrze doprowadzić do większej rozpoznawalności marki, a co za tym idzie, do wyższej sprzedaży. Myślę, że na to właśnie liczy marka Adrian – mówi w rozmowie z nami Katarzyna Szmaglińska, specjalista ds. komunikacji z Gdańska.

    Czytaj także: