Nawet celebryckie wakacje w tropikach mogą okazać się udręką, jeśli zabiera się na nie... dzieci. A przynajmniej stara się o tym przekonać swoje obserwatorki Maja Bohosiewicz.
Reklama.
Reklama.
Prosto z Malediwów, a po kilkumiesięcznym wypadzie do Dubaju i chwilowej wizycie w Polsce, Maja Bohosiewicz relacjonuje swoje rajskie wakacje. W czasie pytań i odpowiedzi od fanek influencerka pozwoliła sobie na szczere wyznanie dotyczące luksusowych wakacji.
Według niej o wiele bardziej rajskim jest wypad na jedną noc z mężem do hotelu w Radomiu, niż tygodnie spędzone na piaszczystych plażach.
"Ja jako osoba, której social media wmówiły, że mogę z małym dzieckiem wszystko, popełniłam ten błąd i latałam. Latałam na koniec świata, żeby wozić swój czajnik, tonę mleka i finalnie spędzić "urlop" w innej strefie czasowej i "uje*ać się" za własne pieniądze, bujając dziecko w wózku po drogach zrobionych z piasku" - mówiła rozgoryczona mama.
I dodała: "Ja myślę, że na serio urlop to albo z ogarnięta babcią, albo po trzecim roku życia. Sorry, jeżeli kogoś zniechęcę, ale wolę przestrzec, bo dla większości wakacje to nie wakacje".
Choć, jak powiedziała, jej dzieci raczej nie sprawiały kłopotów w czasie wyjazdów. W żołnierskich słowach określiła je tak: - Zero wózków. Nie bały się wody. Nie żarły piachu. Mówiły, zanim zamierzają wskoczyć do basenu. Lubiły pooglądać YouTube. Nie truły d*py od szóstej rano.
Mimo wszystko gwiazda czuła się zmęczona ich obecnością. Mądrzejsza o własne doświadczenia Maja radzi swoim obserwatorkom, żeby zamiast zżymać się z opieką nad dziećmi na wakacjach, w chwilach, gdy czują, że potrzebują urlopu, powinny wynająć sobie nianię na jedną noc i pójść spać do hotelu, by odpocząć.
"Siedź na d*pie. Idź lepiej na jedną noc ze starym do hotelu 10 km od waszego domu się wyspać i zatrudnij nianię. Mniej kłopotu. Więcej radości".