Jeśli macie dzieci, na pewno przydarzyła Wam się przynajmniej jedna „awaryjna” sytuacja, w której zmuszeni byliście prosić o pomoc w opiece nad nimi. Jeśli nie niania, to babcia lub dziadek zostali na kilka godzin z Waszym maluchem, gdy Wy musieliście załatwić jakąś ważną sprawę lub po prostu potrzebowaliście „kilku chwil” dla siebie. Dziadkowie przyjechali, zajęli się wnuczką z uśmiechem i wdzięcznością, że mogą z nią spędzić trochę czasu. Przy okazji, przywieźli „coś na obiad” i odkurzyli Wam mieszkanie...
– „Mamusia pojedzie z nami” mówi znajoma, opowiadając o planowanym wakacyjnym wypadzie. – „Jak to?” – pytam. – „Przecież chcieliście wreszcie być razem?” – „No tak, ale my musimy odpocząć. A wiesz, żadna animatorka w pensjonacie nie zajmie się naszymi dzieciakami tak, jak moja mama.” – „A zapłacicie Jej za to?” – pytam, ale tylko w myślach, bo znam odpowiedz.
Opieka nad wnukami to ciężka robota „Mamusia” znajomej przyjeżdża do niej co drugi dzień, z litrowym słoikiem zupy, drugim daniem i domowym ciastem i pomaga zapracowanym rodzicom dwójki przedszkolaków. Skoro zarabiają, dlaczego „mamusi” nie zapłacą? Rozumiem, w wakacje „mamusia” dostanie od nich nocleg w pensjonacie, wyżywienie i niepowtarzalną możliwość podróży z zięciem przez pół Polski, aż nad polskie morze. Ale opieka nad wnukami w wieku 3 i 5 lat, choć ma niewątpliwą wartość emocjonalną, to ciężka robota... Dla niej to nie będzie urlop, lecz dwutygodniowy dyżur, w dodatku nielimitowany...
Koleżanka wróciła do pracy po urlopie macierzyńskim. Decyzję o zatrudnieniu mamy na etacie niani (ze stałą, choć niewysoką pensją i w pełnym wymiarze godzin) podjęła jeszcze w ciąży. Jej mama „zostaje” z dzieckiem (właściwie w tygodniu mieszka z nimi) jeszcze przez najbliższy rok. Przy okazji robi zakupy, sprząta i gotuje. W piątek wraca do siebie, ale najpierw przygotowuje obiad na najbliższy weekend. Jej córka i zięć w soboty i niedziele odpoczywają. Dzięki pomocy mamy, czas kiedy są w domu, mogą całkowicie poświęcić córce. Przez pierwsze kilka miesięcy ten układ bardzo wszystkim odpowiadał.
Płacić babci? Ostatnio jednak w relacjach rodzinnych „coś” się popsuło. Moja znajoma sama twierdzi, że pomoc mamy zaczęli traktować w kategoriach „płacę i wymagam”, więc mama zażądała niewielkiej podwyżki. Poza tym, nie zawsze rozliczali się z nią z codziennych zakupów, a ona krępuje się upomnieć o zwrot. Ta zależność finansowa zaczyna jej ciążyć, choć bardzo lubi być potrzebna. Gdy poprosiła, by zaplanowali kilka dni wolnego, żeby i ona mogła wypocząć, zregenerować siły, córka i zięć obrazili się na nią, bo „zbierają” swoje dni urlopu na wrzesień, by wyjechać na egzotyczne wyspy.
Na każde zawołanie Rodzice znajomego mieszkają w drugiej połowie jego domku – „bliźniaka”. Wnuki widują codziennie, od rana (kiedy rodzice odwożą je do przedszkola i szkoły) do wieczora (kiedy maluchy biegają po ich ogródku). To dziadkowie bardzo aktywni, choć na emeryturze. Dużo podróżują, spotykają się ze znajomymi, chodzą na różne kursy. W ciągu dnia trudno byłoby znaleźć im czas, by na dłużej zająć się wnukami. Wszystko planują ze sporym wyprzedzeniem. Jeśli jednak ich syn potrzebuje pomocy, zmieniają swoje plany (chyba, że akurat spieszą się na samolot) i chętnie „przejmują” czterolatkę i siedmiolatkę pod swoje skrzydła. W zeszłym roku zabrali je na wakacje nad morze. Na codzienną pomoc nie mają zazwyczaj czasu. Trzeba przyznać, że relacje w dziećmi i wnukami są wyśmienite.
Niania kosztuje, dziadkowie są za darmo Opisane sytuacje to raczej skrajne przypadki. Choć czuć już wiatr zmian, w większości polskich rodzin funkcjonuje instytucja „babci” (choć i dziadka też) jako nieodpłatnej pomocy do dzieci. Oczywiście, takie rozwiązanie nie dziwi. Opieka profesjonalnej, „sprawdzonej” niani kosztuje słono. Dziadkowie z reguły nie wezmą od nas pieniędzy, bo swoją funkcję przyjmują jako „naturalną kolej rzeczy”. I my chyba też tak o niej myślimy.
Wszystko jest w porządku, o ile rola dziadków ograniczy się rzeczywiście do codziennego przyprowadzania wnuków ze szkoły, „przechowania” ich do naszego powrotu do lub pomocy w nagłych” przypadkach. Jeśli jednak „przerzucamy” na rodziców coraz więcej obowiązków związanych z wychowaniem naszych dzieci, sprawa staje się coraz bardziej skomplikowana i o konflikt w rodzinie nie trudno.Rzecz jasna, nie mówimy o sytuacjach, gdy to takiego postępowania zmusza nas życie, bo: jesteśmy samotnymi matkami, chorujemy, obowiązki służbowe wyjątkowo od nas tego wymagają.
Pamiętajmy, dziadkowie, choć bardzo kochają swoje wnuki, też potrzebują spokoju i odpoczynku. Oni, to przecież tacy „my” w przyszłości. Nie ograniczają ich już często obowiązki zawodowe, dzieci już dawno „odchowali” i jeśli nie są obarczeni opieką nad własnymi, schorowanymi rodzicami, często właśnie teraz realizują marzenia, latami odkładane „na później”. To nie muszą być egzotyczne podróże, z resztą sytuacja ekonomiczna emerytów w naszym kraju rzadko kiedy im na to pozwala. Ale zajęcia w klubiku, spotkania towarzyskie, kurs, na który wreszcie mają czas... Uszanujmy to. Nie wykorzystujmy ich.