U mnie w domu rodzinne uroczystości, a zwłaszcza dziecięce święta, zawsze stawiały dzieci na głównym miejscu. To dla dzieci były ozdoby, zabawy, jedzenie. Ciocia z Niemiec przysyłała czapeczki, obrusy i kolorowe talerzyki i było niesamowicie. Zawsze było to słodkie przyjęcie, bez wielkiego przesiadywania przy stole. Wszyscy byliśmy w ruchu. Było wesoło i rodzinnie. Staram się właśnie tak świętować dziecięce urodziny, bo sama mam dobre wspomnienia.
Dla rodziny mojego męża, dziecięce urodziny to jedynie okazja, by się spotkać z dorosłymi. Należy przynieść prezent - owszem (choć ostatnio już nawet tego im się nie chcę i wręczają kilkulatkowi kopertę), może być tort - no w końcu urodziny, ale przez resztę czasu lepiej, by dzieci zniknęły, bo dorośli chcą pogadać.
Musi być wielka impreza, koniecznie zasiadanie przy suto zastawionym stole. Musi być obiad, ale i zakąska: sałatki, wędliny, śledzik, no i oczywiście alkohol. W zasadzie zero miejsca dla dzieci. Tak dokładnie wygląda spotkanie z każdej możliwej okazji w rodzinie mojego męża. Rozstawiany jest wielgaśny stół i jak już się zasiądzie, to wstaje się, dopiero gdy wychodzi się do domu.
Nie podoba mi się to i nigdy nie chciałam urządzać takich imprez, szczególnie że zazwyczaj kończą się dyskusjami o polityce i sprzeczkami. Do tej pory miałam dobrą wymówkę, brak miejsca. Mieszkaliśmy w 28 m kawalerce i absolutnie nie było jak zapraszać tam gości na tego typu spędy. Oczywiście na takim metrażu jakoś można się pomieścić i często zapraszaliśmy znajomych, ale nigdy na jakieś zasiadane imprezy. Jedynie przekąski, fast food albo mały torcik.
Ostatnio się przeprowadziliśmy i bardzo cieszymy się z nowej przestrzeni, niestety zapomniałam o mojej małej wymówce... lada moment mój synek będzie obchodził kolejne urodziny i teściowa raczyła przypomnieć, że w końcu mamy możliwości, by wyprawić mu urodziny "jak należy". Jestem przerażona, bo jak raz zrobię takie spotkanie, jak oni chcą, to takie oczekiwania będą już zawsze. Jak zrobię po swojemu, to będzie obraza majestatu.
Ponieważ jestem kobietą, to oczywiście nie będzie, że to nasza decyzja, o nie ! To będzie moja zła wola, bo to ja jestem gospodynią, która powinna zadbać o gości i suto zastawiony stół, a mój mąż o odpowiednie napoje.
A ja nie chcę alkoholu na dziecięcych urodzinach... nie chcę, by dzieci były wyproszone do drugiego pokoju... nie chcę, by były traktowane jak zbędni goście... nie chcę, by ktokolwiek się upijał... Ja tylko chcę, by dzieci były w centrum (szczególnie jubilat)... chcę zrobić to po swojemu... czy tak trudno to zrozumieć?
Czytaj także: https://mamadu.pl/134037,nie-zorganizowala-urodzin-syna-w-sali-zabaw-wiec-zostal-wykluczony-o-presji-wsrod-rodzicow