Mamy dzieci w różnym wieku, ale dziewczynki dojrzały do tego etapu, że ładnie się ze sobą bawią. Mimo że najmłodsza ma 3-latka, a najstarsza 8 lat, we cztery dobrze się dogadują. Zawsze gdy spotykamy się, my dorośli możemy posiedzieć spokojnie i pogadać, a dzieci dosłownie znikają w pokoju z zabawkami. Długo czekałyśmy na moment, gdy przestaną ciągle wołać "mamo". Teraz dzieciaki się cieszą, że się nie wtrącamy, a my możemy odsapnąć.
Ostatnio przyjaciółka rzuciła, że nasze dzieciaki muszą wpaść do nich na noc bez rodziców, a mnie zmroziło! To oznaczałoby, że musiałabym się zrewanżować. Te sugestywne wzmianki pojawiają się coraz częściej. Czasem nawet mam wrażenie, że czekają na taką samą ofertę. Potworne się boję sytuacji, że znajoma powie: "słuchaj podbramkowa sytuacja, mogę podrzucić dzieciaki?". I choć wiem, że powinnam, to ja tego absolutnie nie chcę!
O ile dzieciaki ze sobą świetnie się bawią, to jedna z córek naszych przyjaciół ma dość "trudny charakter". Ma swoje fobie i dziwactwa, których ja absolutnie nie rozumiem. Może dlatego, że nigdy tego nie przerabiałam z moimi dziećmi. Jedzą wszystko, bez kombinacji. Córka znajomych, jeśli danie nie jest podane w odpowiedni sposób, dosłownie dostaje szału. Jeśli marchewka dotknie ziemniaka, to już nie zje ani jednego, ani drugiego. Gdyby tylko chodziło o to, że nie je, to byłoby pół biedy.
Ona dostaje ataku szalu, że ktoś raczył jej źle podać obiad. Ma być odpowiednia ilość kropek keczupu na kanapce, tost jest zawsze za bardzo spieczony, a na pizzy jest za mało sera, w zupie pływa nie ten makaron... Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek usiadła i zjadła to, co jest na talerzu bez gadania. Absolutnie zawsze jest jakiś problem. Potrafi krzyczeć, gdy nie dostanie słodkiego po obiedzie, bez względu na to, czy go zjadła, czy nie. Pokłada się, jęczy, krzyczy, wrzeszczy, dopóki nie uzyska tego, co chce. Przy absolutnie każdym posiłku.
Ja jestem typem, który bierze dzieci na przeczekanie: nie chcesz jeść - nie jedz, nie podoba się - sama zrób. Ale też prawda, że moje dzieci nigdy nie urządzają takich scen. Nie wiem, jak bym się zachowywała, gdyby nie chciały jeść, wybrzydzały i krzyczały. Niestety znajomi, absolutnie zawsze zaczynają stanowczo, czasem jest krzyk, czasem ignorowanie, po czym 20 minut histerii zawsze kończy się tak samo, dziecko dostaje absolutnie wszystko to, czego chce.
Czasem dzieci robią tak tylko w stosunku do rodziców, bo np. wiedzą, że takim zachowaniem coś uzyskają. Tu zdecydowanie tak jest. Ich sprawa, ale niestety podejrzewam, że u nas w domu byłoby dokładnie to samo. Było kilka sytuacji, w których dziecko do mnie psyknęło, dokładnie tak jak do rodziców: "że ma być, jak ona chce". Nie chciałabym ani ataku histerii i wrzasków, ani takiego zachowania u siebie w domu.
Nie chce też nieprzyjemniej sytuacji ze znajomymi. Próbowałam kiedyś z nimi rozmawiać na ten temat. Delikatnie, że to dziwne, że nie ma oporu z pyskowaniem, nawet do obcych i że może być odbierane za dość niegrzeczne i kłopotliwe. Przyjaciółka mówi, że wie, że pracują nad tym, ale córka jest uparta, ma taki charakter i nie są w stanie ani groźbą, ani prośbą u niej wywalczyć innego zachowania. Dokładnie to samo było w żłobku i "panie musiały się dostosować" (co dla mnie jest nie do pomyślenia!). W przedszkolu jest niby lepiej. Choć nie ma histerii, to dziecko absolutnie nic nie chce jeść, chyba w ramach protestu. Wraca do domu, niby potwornie głodne i zaczyna swój rytuał od nowa.
Zdarza jej się wyzywać rodziców: że są głupi, że ich nie lubi, ich nie kocha, że oni jej nie kochają, że to ich wina, że są niedobrzy dla niej, że o nią nie dbają, że przez nich jest głodna. Gdy tak się zachowuje przy nas, ja czuję się niezręcznie i jeszcze bardziej zaczynam się jej bać.
Nigdy bym nie podejrzewała 4-latka o takie zachowanie, ale jednak mam wrażenie, że ona bardzo dobrze wie, co robi i to mnie na maksa przeraża. Nie powinnam, tego może mówić, ale to dziecko wydaje mi się złośliwe i wyrachowane. Mam wrażenie, że jedzenie to jedynie furtka do pokazywania, kto tu rządzi.
Ja wolę się nawet nie odzywać do tego dziecka. Ogólnie nie wzbudza ono u mnie żadnych pozytywnych emocji. Może to taki etap, może charakter, a może jakiś problem, ale boję się, że lada moment to ja wyjdę na tą złą, która czepia się małego dziecka. Ale ja po prostu nie chcę tego dziecka u siebie w domu, nie chcę się z nim absolutnie konfrontować, a szczególnie nie chcę tego robić, zostając z nim sama.
Czytaj także: https://mamadu.pl/156813,dlaczego-dziecko-najgorzej-zachowuje-sie-w-obecnosci-rodzicow