Wiadomość o ciąży to wielka radość, a oczekiwanie na narodziny dziecka jest czasem pełnym nadziei i optymizmu. Trudno jednak o radość i optymizm, gdy nad głowami świszczą bomby. Kobiety nagle nie przestały rodzić, bo wybuchła wojna. A jak pokazują ostatnie dni, absolutnie nikt nie może się czuć bezpieczny, nawet szpitale zeszły do podziemi, by tam pomagać pacjentom, w tym także rodzącym.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Te dzieci nie przyszły na świat w bezpiecznej szpitalnej sali.
Rosja bombarduje nie tylko strategiczną infrastrukturę wojskową, ale ostrzeliwana jest także infrastruktura cywilna, w tym budynki mieszkalne.
Dlatego dzieci rodzą się w piwnicy, schronie, w metrze, głęboko pod ziemią.
Obdrapane ściany, obskurne rury i kiepskie oświetlenie, wiele metrów pod ziemią tak teraz wyglądają sale porodowe. W takich warunkach odważne pielęgniarki i lekarze przyjmują porody, a dzielne mamy rodzą swoje dzieci. Dzieci, które jeszcze nie wiedzą, że ich ojczyzna jest opanowana przez wojnę.
Nie tak miał wyglądać ten dzień
W weekend ukraińska aktywistka i była posłanka Hanna Hopko poinformowała, że podczas bombardowania, w jednym z kijowskich schronów urodziła się mała Mia. "Jej mama jest szczęśliwa po tym ciężkim porodzie. Kiedy Putin zabija Ukraińców, wzywamy matki z Rosji i Białorusi do zaprotestowania przeciwko rosyjskiej wojnie na Ukrainie. Bronimy życia i ludzkości!" napisała Hopko, umieszczając na Twitterze fotografię świeżo upieczonej mamy i maluszka. 23-latka schroniła się wcześniej w metrze, które teraz pełni funkcję schronu. Poród przyjęli policjanci.
Ukraińska parlamentarzystka Anastasia Radina podkreśliła, że NATO musi wprowadzić strefę zakazu lotów nad Ukrainą, bo Ukrainki rodzą w schronach podczas nalotów. Radina umieściła także na Twitterze fotografię pokazującą, w jakich warunkach muszą rodzić Ukrainki. Te same fotografie można znaleźć na profilu szpitala w Starobielsku. "Trzy ostrzeżenia przez niebezpieczeństwem każdego dnia. Rano ostrzelany blok mieszkalny przy szpitalu. Gdzieś bardzo blisko kanonady, w izbie przyjęć - poszkodowany... Tymczasem w piwnicy porodówki, w warunkach dalekich od tych, na jakie zasługują noworodki - głośny płacz... To chłopiec!" - można przeczytać na profilu szpitala.
Natomiast kilkanaście godzin temu świat obiegła fotografia kolejnych noworodków. Tym razem bliźniąt. Dzieci przebywają w piwnicy służącej za schron przeciwbombowy w szpitalu dziecięcym Okhmadet w centrum Kijowa.
"W schronie szpitala położniczego w ostrzeliwanym przez wojska rosyjskie Mariupolu, na południowym wschodzie Ukrainy, przez dwie doby urodziło się sześcioro dzieci" - podała w poniedziałek agencja Ukrinform.
Choć absolutnie nie tak powinien wyglądać dzień narodzin, to z pewnością nie ostanie doniesienia o dzieciach, które przyszły na świat wiele metrów pod ziemią. Ciężarne, które chcą, mają jeszcze siłę i możliwość, udają się w stronę polskiej granicy, by urodzić u nas. W weekend uciekające przed wojną Ukrainki urodziły troje dzieci. Dwie dziewczynki i jeden chłopiec przyszły na świat w wojewódzkim szpitalu im. św. Ojca Pio w Przemyślu.