"Zawsze będę na niego czekać" – mówi pani Tatiana. Jej mąż właśnie wyjechał z Polski na wojnę
Dominika Lange
01 marca 2022, 13:34·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 01 marca 2022, 13:34
Kiedy prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski apelował do rodaków, mężczyzn, by wrócili z emigracji i walczyli za ojczyznę, świat zdawał się patrzeć na to z przymrużeniem oka. Jednak właśnie tak się stało – a ruch przy granicy z Ukrainą odbywa się w dwie strony. Z oblężonego wojną kraju uciekają kobiety, dzieci i starcy, a w drugą stronę jadą mężczyźni, którzy z dnia na dzień rzucili poukładane życie w Polsce i ruszyli na front. Co na to ich żony, partnerki, dziewczyny? Zapytaliśmy o to panią Tatianę, której mąż Wiktor właśnie opuścił Polskę.
Reklama.
Reklama.
"Nie chciałabym, żeby mój mąż tak wyjechał", "Bałabym się", "Nie wyobrażam sobie tego", "Zabroniłabym mu" – takie odpowiedzi usłyszałam od koleżanek, gdy zapytałam je, co by powiedziały, gdyby ich partnerzy, mężowie, bracia z dnia na dzień porzucili poukładane życie i pojechali na front walczyć za swój kraj.
My na szczęście możemy sobie tylko "gdybać". Ale pani Tatiana, tak jak tysiące innych Ukrainek, jest właśnie w takiej sytuacji. Ich mężowie, mimo że teoretycznie nie muszą tego robić i mogą zostać w Polsce, bo tu od lat pracują i żyją, z dnia na dzień pakują się i wyjeżdżają. "Musimy to zrobić" – mówią i nikt z nich nie ma wątpliwości, że postępują słusznie. Mimo to kobiety nie wiedzą dokładnie, gdzie ich mężowie jadą, nie znają żadnych szczegółów. Zostają same albo z dziećmi. Co czują? Czy są dumne? Zapytaliśmy o to panią Tatianę.
Od jak dawna mieszka Pani w Polsce?
Sześć lat. W Polsce mieszkam z mężem i trójką dzieci, ale dzieci są już dorosłe. Najmłodszy syn ma 18 lat.
Co Pani poczuła, kiedy dowiedziała się Pani, że Rosja zaatakowała Ukrainę?
Chyba to, co wszyscy, to był ogromny stres. Ja płakałam. Dziewczyny płakały, mężczyźni płakali. Od razu chcieli jechać i bronić Ukrainy, tak jak mój mąż, Wiktor. To było straszne uczucie. Ale wojna w ogóle jest straszna, nawet jak jest gdzieś daleko w świecie.
A ja przeżywam teraz, bo moja mama jest w Ukrainie, nie chce nigdzie jechać. Tam jest mój ojciec, który zmarł. Mama chce być z nim. Przepraszam, ja trochę płaczę, to bardzo emocjonalne.
Pani mąż, tak jak Pani wspomniała, przedwczoraj pojechał do Ukrainy. Ta decyzja padła od razu?
U nas w rodzinie w ogóle tak jest, że mężczyźni powinni bronić swojej rodziny, swojego kraju. W naszym domu nawet nie było pytania: jechać czy nie jechać, czy ja go puszczę, czy nie puszczę. Ja mu nie mogłam powiedzieć, co ma zrobić, sam podjął decyzję. Od razu.
"Jak nie pojadę, to jak ja spojrzę w oczy moim braciom, którzy są na wojnie? Jak mógłbym to zrobić"? – mówił mi. Mój syn też chciał jechać. Szef Wiktora porozmawiał z nim i powiedział, że osobiście odwiezie go na granicę, ale syna niech zostawi w domu. "On ma tylko 18 lat" – przekonywał. Więc ostatecznie syn został w Polsce, ale zaparł się, że jeśli będzie trzeba, też pojedzie. On ma taki charakter jak jego tata. Ale na razie został, żeby mi tutaj pomagać.
Jak Pani zareagowała na decyzję męża?
Mąż zna mój charakter i dobrze wiedział, że gdybym mogła, to sama bym pojechała na wojnę. Powiedziałam mu to zresztą, ale on uparł się, że muszę zostać tutaj, pomagać stąd. Nigdy bym mu nie powiedziała, że ma nie jechać, że ma siedzieć w domu. Ja rozumiem, że tak trzeba, trzeba jechać. Musimy to zrobić. Jak nas tam nie będzie, to nie będzie Ukrainy.
Jest Pani dumna z męża?
Tak.
Ale się o niego Pani boi.
Ale jasne, że się boję. Nie śpię, przeżywam. Ale co zrobić? Nikt nie wie, ile to potrwa, ale ja zawsze będę na niego czekać.
Ma Pani z nim kontakt?
Tak, ale teraz nie odbiera od kilku godzin, nie wiem, co u niego. Ja nawet nie wiem, gdzie on dokładnie jest, nie mówi. Nawet jakby się coś działo, to pewnie mi nie powie, bo nie będzie chciał, żebym przeżywała i się martwiła.
Pojechała Pani pod granicę z mężem. Jak tam to wyglądało?
Szef męża odwiózł na granicę jego i kilku innych chłopaków, którzy tak jak Wiktor jechali bronić Ukrainy. Ja pojechałam z nimi jako tłumacz, chcieliśmy wziąć kogoś w drugą stronę. Tam na miejscu było bardzo dużo ludzi: kobiety z dziećmi szły z Ukrainy, wielu Polaków stało i czekało, żeby zabrać kogoś do siebie do domu.
W drugą stronę jechała z nami rodzina, kobieta w zaawansowanej ciąży i jej mąż. Był z nimi też starszy pan, ojciec tej dziewczyny. On niestety był w bardzo złym stanie, był po operacji. Miał około 70 lat.
Dużo Pani rodziny zostało w Ukrainie?
Poza moją mamą w Ukrainie jest jeszcze moja siostra i siostrzenica z rodziną. Mieszkają w południowej części kraju, ale oni nie będą uciekać. Są lekarzami, więc nawet nie mogą tego zrobić, bo wszyscy nasi lekarze powinni być teraz w Ukrainie.
Uważa Pani, ze Polacy pomagają Ukraińcom?
Tak, jasne, że tak. Ja nigdy nie widziałam takiej pomocy. Trudno opisać to słowami.
Spodziewała się Pani tego?
Nie spodziewałam się. Jak będę miała wnuki, to będę im cały czas opowiadać o tym, jak Polacy nam pomogli, jacy to dobrzy ludzie. O tej sytuacji, o tej ogromnej pomocy. W Ukrainie ciągle się o tym mówi, wszyscy o tym słyszeli, wszyscy to wiedzą. Ciężko jest zrobić tyle, ile Polska już zrobiła dla Ukrainy. Jesteśmy wdzięczni. Mogę powiedzieć jedno: dziękuję wam wszystkim.