"Moja 6-latka płacze, że też chce... smartfon. Ja jestem staroświecka czy inni rodzice oszaleli?"
List czytelniczki
23 lutego 2022, 12:25·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 23 lutego 2022, 12:25
Moja córka chodzi do zerówki. Nigdy nie mieliśmy z nią większych problemów – nawet jak próbowała wymusić jakąś zabawkę, oglądanie bajki czy słodycze, to trwało to dosłownie chwilę i mimo odmowy nie dochodziło do większych dramatów. Jednak teraz jest zupełnie inaczej i od tygodnia moje dziecko chodzi smutne i zapłakane. Dlaczego? Bo chce, tak jak jej koleżanki z klasy, mieć telefon.
Reklama.
Reklama.
Dziecko na czasie
Wszystko zaczęło się, gdy pewnego dnia dziewczynka z klasy mojej córki przyszła do szkoły z telefonem. Nie wiem, jaka była motywacja jej rodziców, żeby go jej dać, bo zawsze odprowadzają ją i odbierają z lekcji, a w szkole ma zajęcia i opiekę. Na pierwszy rzut oka, choć znam ich tylko z widzenia, wyglądają na takich nowobogackich, którzy kochają gadżety i lubią ubrać dziecko od stóp do głów w markowe ciuchy. Nie ważne, że za miesiąc z nich wyrośnie, pobrudzi sokiem z porzeczki czy porwie.
Może to nie moja sprawa, na co kto wydaje pieniądze, ale moją sprawą jest to, że moja córka od tygodnia chodzi jak struta, bo jej koleżanki mają telefony, a ona nie. Rozmowy i tłumaczenia nic nie dają. Zresztą nie dziwię się, bo jak do dziecka może przemawiać argument, że telefony są dla dorosłych, skoro koleżanki mają?
Jest mi żal, że moja córka czuje się przez to gorsza, ale nie wyobrażam sobie sprawić jej telefonu. Jest drogi, trzeba regularnie płacić za niego rachunki, do tego uważam, że im dłużej będę chronić córkę przed technologią, tym lepiej dla niej.
Do tego mam słaby wzrok, dużą wadę na minusie. Nie chcę, żeby moja córka mnie w niej dogoniła jeszcze przed ukończeniem podstawówki, bo dałam się jej namówić na jakąś głupią modę wprowadzoną przez rodziców, których interesują tylko rozrywki.
Nie potrafią czytać, ale telefony mają
Przede wszystkim jednak nie mogę sobie wyobrazić, po co konkretnie ten telefon miałabym dziecku dać. Żeby wysyłało mi smsy, co tam w szkole, mimo że nie potrafi jeszcze za bardzo pisać na papierze? Żeby dzwoniło do babci? Moja córka nie zostaje sama w domu, nie wychodzi sama ze szkoły, zawsze jest z nią ktoś dorosły. Po co więc jej telefon?
Dokładnie o to ją zapytałam, kiedy kolejne tłumaczenia nie przynosiły skutku. Odpowiedziała, że do robienia zdjęć i... gier z kotkami i innymi zwierzątkami. Rodzice tej koleżanki zainstalowali jej na telefonie jakieś gry, ona chodzi i chwali się tym pozostałym dzieciom, a potem one terroryzują rodziców, walcząc o coś podobnego.
Nie mam zamiaru się ugiąć, ale szkoda mi mojej córki. Nie chcę, żeby czuła się wykluczona, ale nie wyobrażam sobie, żeby pójść teraz do sklepu i kupić jej telefon. To nie jest zabawka. Zaproponowałam mojemu dziecku, że skoro tak jej zależy na tych zdjęciach, to dostanie na urodziny zabawkowy aparat i będzie mogła robić dokładnie takie same zdjęcia. Ale przecież to nie to samo, co telefon, na którym można jeszcze pograć i co mnie dziwi, włączyć filmiki. Jak to dziecko potrafi obsługiwać telefon, skoro nie potrafi sobie dobrze nawet zawiązać butów?
Problem nie do rozwiązania?
Niektórzy rodzice już się ugięli, więc nie tylko w naszym domu trwały twarde negocjacje. A im więcej dzieci przychodzi do szkoły z tymi telefonami, tym większy dramat jest u nas w domu. Mój mąż przyznał, że jest skłonny przymknąć oko i dać jej jakiś telefon bez dostępu do internetu. Ale dla mnie to nie kompromis.
Sprawa jest na tyle świeża, że nie poruszałam jeszcze tego tematu na forum rodziców ani w szkole. Zastanawiam się, czy jednak jest sens w ogóle rozmawiać o tym z rodzicami. Skoro wpadli na taki pomysł, to podejrzewam, że będą go bronić i racjonalizować.
Dlatego chcę pójść z tym od razu do wychowawczyni albo dyrektorki. Podejrzewam, że nauczycielka nawet nie wie, że dzieci zaczęły korzystać w szkole z telefonów. Myślę, że powinien być odgórny zakaz z wielu powodów. Nie ukrywam, że nie podoba mi się też fakt, że ta koleżanka córki robi dzieciom zdjęcia tym telefonem, a przecież ma w nim dostęp do internetu. Może je udostępnić niechcący, cokolwiek, a to niesie już za sobą realne zagrożenia.
Jestem staroświecka i zapobiegliwa, czy może to inni rodzice oszaleli? Być może to pierwsze, ale nie mam zamiaru działać wbrew sobie i ulegać dziwnym modom. Wole powiedzieć kilka razy "nie" niż potem żałować.