"Wyłapał nas Owsiak i do kamery krzyczeliśmy, ile uzbieraliśmy". Wspominamy pierwszy Finał WOŚP
Iza Orlicz
28 stycznia 2022, 12:59·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 28 stycznia 2022, 12:59
Już w najbliższą niedzielę odbędzie się 30. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Z okazji tej okrągłej rocznicy postanowiliśmy zapytać naszych przyjaciół i znajomych, jak zapamiętali pierwszy Finał Orkiestry, który miał miejsce w 1993 roku. Jaka panowała wtedy atmosfera? Gdzie zbierano pieniądze? Komu udało się osobiście spotkać z Jurkiem Owsiakiem?
Reklama.
30 Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy odbędzie się już w tę niedzielę, a zebrane pieniądze zostaną przeznaczone na wsparcie okulistyki dziecięcej.
Z okazji okrągłej, 30. rocznicy zapytaliśmy przyjaciół i znajomych, jak zapamiętali pierwszy Finał Orkiestry.
Od początku trwania Orkiestry Finałom towarzyszy cudowna i niezapomniana atmosfera.
Pierwszy Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy odbył się w styczniu 1993 roku. Tematem przewodnim były choroby serca u dzieci, udało się wówczas zebrać 3 773 443,38 zł. Jak ten pierwszy Finał zapamiętały osoby, które były wtedy w szkole podstawowej lub liceum?
Asia: "Rodzice robili nam herbatę na rozgrzanie"
– W czasach, kiedy nie było jeszcze internetu, o różnych wydarzeniach trzeba się było dowiadywać w inny sposób. Owsiak prowadził kultowe "Róbta, co chceta” i tam padł pomysł zorganizowania zbiórki na sprzęt dla CZD. Moi rodzice prowadzili wówczas pub w Górze Kalwarii, gdzie wraz z ludźmi z końcówki podstawówki i ogólniaka (ja byłam wtedy w ósmej klasie) zorganizowaliśmy sztab. Kilkoro z nas pojechało do stolicy do ćwierćmrówki po serduszka i kilka kartonowych puszek na pieniądze. Nie były takie piękne, jak te dzisiejsze. Mieliśmy też certyfikaty.
Pamiętam, że tego dnia było potwornie zimno. Lataliśmy po miasteczku z tymi puszkami z WOŚP i z takimi własnej produkcji. Wystarczyło na byle karton nakleić serduszko i już była puszka jak należy. Pamiętam, że z młodszymi dzieciakami przychodzili rodzice. Niektórzy chodzili z nimi kwestować, inni zostali w sztabie i robili reszcie herbatę na rozgrzanie.
Za to ksiądz wygonił nas z dziedzińca kościoła. Wrzasnął z ambony, że antychryści z nas i nie wolno z nami gadać. Wyszliśmy poza teren kościoła i zbieraliśmy dalej. Dziś historia zatoczyła koło... Nie pamiętam, ile udało nam się uzbierać, pewnie ze trzy tysiące. Pamiętam za to, że z pieniędzmi popakowanymi w jakieś torby (moniaczki 1,2 i 5 gr wrzuciliśmy do trzylitrowej butli po płynie do prania) pojechaliśmy z naszymi tatusiami pod gmach TVP.
Jakimś cudem udało nam się wejść do środka, innym cudem było to, że wyłapał nas Owsiak i do kamery krzyczeliśmy skąd przyjechaliśmy i ile uzbieraliśmy. Owsiak śmiał się z plastikowego pojemnika na płyn do prania To była niezapomniana atmosfera. Tyle radości, poczucia spełnienia dobrego uczynku. A następnego dnia w szkole nas nie pytali (śmiech). Organizowałam i współorganizowałam jeszcze wiele orkiestr, ale do tej pierwszej nam największy sentyment. Trochę to wszystko było na wariata, ale wiedzieliśmy, że dzieje się coś ważnego i pięknego.
Bartek: "Poznałem wtedy świetną dziewczynę"
– W czasie pierwszego Finału miałem 17 lat. Zorganizowaliśmy koncert rockowy, podczas którego grało kilka zespołów, w tym nasz. Pamiętam, że bilety były po 5 zł, cały zysk był przeznaczony na WOŚP. Przyjechało naprawdę sporo ludzi i panowała super atmosfera. Pieniądze zbieraliśmy do kasetki, a następnie już po koncercie przerzuciliśmy je do takiego sporego worka i kolega zawiózł je autobusem PKS do Warszawy, do tamtejszego przedstawiciela WOŚP. Ten pierwszy finał utrwalił mi się jeszcze z jednego powodu – poznałem na tym koncercie świetną dziewczynę, która 8 lat później została moją żoną i jest nią do dnia dzisiejszego :)
Edyta: "Rodzice chwalili nas, że bierzemy udział w takiej pięknej akcji"
– Oczywiście, że pamiętam 1 finał WOŚP, chodziłam z przyjaciółmi po całym mieście i kwestowaliśmy. Było zimno i bardzo fajnie! Sporo osób kojarzyło Jurka Owsiaka z Rozgłośnią Harcerską, ale musieliśmy tłumaczyć, o co chodzi z tą akcją. Panował wielki spontan, puszki zrobiliśmy sami, bo wtedy wiele rzeczy trzeba było ogarnąć samodzielnie.
Zbierali głównie młodzi ludzie, ale wrzucali pieniądze wszyscy. Ponieważ mieszkałam w niezbyt dużym mieście, w Świdniku, to spotykaliśmy rodziców naszych znajomych, którzy chwalili nas, że bierzemy udział w takiej pięknej akcji, w której zbieramy pieniądze dla chorych dzieci. Wieczorem nie było żadnych koncertów, ale i tak wszyscy, którzy zbierali pieniądze (i nie tylko!) zebrali się w jednym miejscu i bawili się razem. Panowała cudowna atmosfera!
Marta: "W liceum na identyfikator wolontariusza dawali dwa dni wolnego"
– Jurek Owsiak prowadził w TV program z Agatą Młynarską. Zrobił się szum wokół WOŚP, było czuć, że to będzie coś dużego. Pamiętam, że jak był pierwszy, może drugi WOŚP, to mój wiejski działacz społeczny wymyślił, że zrobi w tym samym czasie gminną orkiestrę świątecznej pomocy. Pan Andrzej, nazwiska nie podam, wpadł na pomysł skopiowania koncepcji od Owsiaka. Wydrukowali swoje serduszka, dogadali się z ówczesnym dyrektorem szkoły i z wójtem. Zrobili plakaty, do złudzenia przypominające te orkiestrowe, ale pamiętajmy, że net prawie nie istniał, a telewizor często śnieżył.
Ludzie zachęceni szlachetną zbiórką ruszyli na szkolną salę sportową z drobnymi (już od roku znów mieliśmy w Polsce monety!) posłuchać chóru szkolnego i zespołu, który zwykle grywał na weselach. Ktoś zatańczył na scenie makarenę, ktoś zaśpiewał, było mnóstwo hałasu, kolorów, można było kupić jakieś ciasta...
Nie pamiętam niestety na co szły te pieniądze, ale to były jakieś kolonie dla dzieci z ubogich rodzin. I tak kilka lat w dniu finału WOŚP odbywał się taki gminny event. Aż pewnego dnia zrobił się dym, bo przyszło do gminy pismo z Fundacji, że oskarżają ich o defraudację, przywłaszczenie znaku i podpięcie się pod zbiórkę. I nagle dzień czy dwa przed finałem zmienili plakaty na orkiestrowe, wjechały orkiestrowe puszki i wolontariusze zaczęli chodzić po domach. Żeby Owsiaka udobruchać nawet ministranci stali pod kościołem z puszkami, ksiądz tace ponoć przekazał na WOŚP. To był już pewnie 1995 albo 1996. A w liceum na identyfikator wolontariusza dawali dwa dni wolnego.
Karolina: "Mój chłopak oddał na licytację trąbkę"
– Pierwsze finały WOŚP to czasy mojego liceum. Mieszkałam wtedy w Rybniku. Pamiętam atmosferę wokół tego, co się działo. To było wielkie wydarzenie, wszyscy byliśmy przejęci. W zaprzyjaźnionej kawiarni był sztab, tłumy ludzi, koncert, licytacje. Mój chłopak oddał na licytację trąbkę, a moja mama wylicytowała dla mnie ogromny pierścionek z bursztynem wielkości jajka.
Całymi rodzinami się w to zaangażowaliśmy. Moi znajomi, z tymi jeszcze prowizorycznymi puszeczkami, pojechali pociągiem do Warszawy, żeby przekazać zebrane pieniądze. I Jurek Owsiak tak po prostu ich przyjął. Był zachwycony i zaskoczony, że w takim małym mieście udało się zorganizować Orkiestrę i zebrać tyle pieniędzy. Ci znajomi, dziś już dorośli, wciąż to wspominają z rozrzewnieniem.
Małgorzata: "Oddałam wszystkie pieniądze ze słoika"
– Podczas pierwszego finału WOŚP miałam prawie 13 lat. Oglądałam w TV Agatę Młynarską, która w tej koszuli z krawatem wyglądała jak zastępowa w zuchach. Nagle do drzwi zapukały moje dwie starsze koleżanki i powiedziały, że zbierają kasę na akcję organizowaną przez Jurka Owsiaka.
Byłam sama w domu, nie miałam pieniędzy, ale w przedpokoju stał taki wielki słoik, w którym zbieraliśmy wszystkie domowe drobniaki. Ważył z 5 kilogramów. I te monety wysypałam dziewczynom do torby. Było mi trochę wstyd, że nie mam banknotu, w kolejnych latach byłam już finansowo przygotowana na zbiórkę (śmiech), ale za pierwszym razem dałam, co miałam! A potem byłam na pierwszym przystanku Woodstock, który z ogromnym sentymentem wspominam do dzisiaj.