Czy też czasami masz wrażenie, że wiele z nas wpada w pułapkę trwania w sytuacjach, które nie dają im szczęścia? Chodzimy od lat do pracy, której nie lubimy, trwamy w związkach, w których już niewiele czujemy, chodzimy w kółko w te same miejsca i nie podejmujemy zmian. Czemu aż tak się ich boimy? Winny jest efekt kosztów utopionych i pułapka, w którą przez niego wpadamy.
Efekt kosztów utopionych to termin pochodzący z ekonomii, który jednak opisuje zjawisko psychologiczne. Wszyscy go doświadczamy.
W pułapkę efektu kosztów utopionych wpadamy, gdy pozostajemy w niesatysfakcjonującej nas sytuacji, tylko dlatego, że szkoda nam czasu, energii czy środków, które już na nią zmarnowaliśmy.
Pułapka efektu kosztów utopionych często każe nam trwać w wypalonych związkach, niesatysfakcjonującej pracy, a nawet toksycznych relacjach.
Czym jest efekt kosztów utopionych?
Chociaż termin ten nazwał zjawisko psychologiczne, to można powiedzieć, że wywodzi się z ekonomii. Koszty utopione według teorii ekonomicznych to takie, które zostały już poniesione i nie możemy ich odzyskać.
Jeśli bylibyśmy dobrym ekomistą, wiedzielibyśmy, że koszty i czas włożone w projekt, który nie przyniósł nam oczekiwanego rezultatu, należy po prostu odżałować i nie angażować się dłużej w inwestycję, która zysków nam już nie przyniesie. Problem w tym, że w życiu nikt z nas nie jest rozsądnym ekonomistą, a raczej sentymentalnym romantykiem. Albo przynajmniej przywiązanym do znanego i wygodnego konformistą.
Czemu tak trudno podjąć zmiany?
To prawda ogólnie znana, że ludzie boją się zmian, nie chodzi jednak tylko o to, co dokładnie stanie się w naszym życiu, gdy już przestaniemy się trzymać tego, co znane. Boimy się zmienić sytuację, w której czujemy się źle, bo im dłużej w niej trwaliśmy, tym większe mamy poczucie, że szkoda marnować energii, którą i tak już w nią włożyliśmy.
Efekt kosztów utopionych można prześledzić na przykładzie niesatysfakcjonującej pracy, nieszczęśliwego związku, czekania na spóźniający się autobus. Wszystkiego, co trwało wystarczająco długo, by analizować możliwe straty.
Załóżmy, że jesteś w związku od 10 lat, ale nie czujesz się w nim szczęśliwa, uczucia gdzieś uleciały, dobiła was rutyna, codzienność zamieniła się w ciągłe pretensję. Mówiąc najprościej: nikomu z was ta sytuacja już nie służy. Ale przed odejściem powstrzymuje cię jedna myśl: "ale to już tyle lat razem!".
Gdy analizujesz, ile czasu, energii i emocji włożyłaś w ten związek, uznajesz, że lepiej w nim zostać, niż odejść i tym samym "zmarnować te lata". Tyle, że one przecież już minęły! “Nieszczęśliwie zakochany jest jak przedsiębiorca, który wciąż dopłaca do deficytowej inwestycji, żeby nie stracić tego, co już zapłacił" — powiedział kiedyś matematyk Hugo Steinhaus. Brzmi znajomo?
"Musisz skończyć to, co zacząłeś"
Efekt kosztów utopionych często można odczuć w czasie realizowania długich projektów, na których efekt trzeba pracować codziennie. Gdy mózg za wszelką cenę podpowiada nam: "musisz skończyć to, co zacząłeś". Nawet jeśli nie ma to już większego sensu.
Większość z nas choć raz miała wątpliwości co do tego, czy studia, które wybraliśmy, są dla nas odpowiednie. Każdy chyba miał znajomego, który po kilku latach postanawiał rzucić kierunek, który studiował i spróbować innego lub zupełnie porzucić wyższą edukację.
Nie przeszło wam wtedy przez myśl, że marnuje czas, energię i nierzadko także pieniądze włożone w lata studiowania? "Nie lepiej było zostać do końca, przecież niewiele jeszcze mu zostało!" - myśleliście.
Ale przecież sytuacja, w której trwał go nie satysfakcjonowała, uznał, że studia go nie rozwijają. Ten "znajomy" zrozumiał, że kosztów utopionych nie przywróci mu papierek z uczelni i postanowił poszukać innej inwestycji, która przyniesie mu zyski.
Rekompensaty szukajmy gdzie indziej
Efekt kosztów utopionych działa tym mocniej, im ważniejsza była dla nas dana inwestycja, a także im dłużej trwała. Zostając przy temacie związków, możemy wyobrazić sobie kobietę, która mówi z wyrzutem, że najlepsze lata swojej młodości spędziła z mężczyzną, którego już wcale nie kocha. Ale teraz już z niego nie zrezygnuje, przez wzgląd na te wszystkie lata.
To, co robi, to desperacka próba odzyskania utraconych środków, która przypomina schemat hazardu. Chęć odrobienia strat prowadzi do kolejnych strat (kolejne lata w niesatysfakcjonującej relacji) i nadziei na to, że w naszym postępowaniu jest jakiś sens. Zanim okaże się, że "gramy dla samej gry".
Jako ludzie mamy skłonność do trwania przy podjętych przez nas decyzjach, nawet gdy okazują się, czy już się okazały, zupełnie niekorzystne. To zła motywacja, która sprawia, że sami blokujemy sobie szansę na rozwój. Jak to zmienić? Najłatwiej powiedzieć, że nie można bać się zmian.
To jednak brzmi oklepanie. Kluczem jest zaakceptowanie myśli, że jako ludzie wcale nie podejmujemy decyzji racjonalnych i nawet jeśli wydaje nam się inaczej, częściej kierujemy się emocjami niż realną analizą zysków i strat.
A niechęć do strat sprawia, że tracimy zarówno utopione już koszty i te, które byłyby możliwe, ale zdecydowaliśmy się zostać w błędnym kole. Dlatego cokolwiek chciałabyś w swoim życiu zmienić, ale się boisz - poszukaj źródła strachu. Boisz się stracić to, co naprawdę masz czy szkoda ci czasu i energii, które i tak straciłaś?