Nas nikt nie przepraszał, bo i po co? Przecież dzieci powinny być bezwzględnie podporządkowane rodzicom. Autorytet matki czy ojca jest niepodważalny, a ich słowa święte. Ale co jeśli rodzic się pomyli, popełni błąd? Czy wtedy powinien schować swoje przewinienia pod dywan, czy raczej dumę do kieszeni? Czy wrażliwość zawsze oznacza słabość?
Wychowani w przekonaniu, że rodzic ma zawsze rację, często nie umiemy przyznawać się do błędów. A to jeden z największych grzechów rodzica.
Nikt nie jest doskonały - rodzic też nie. Przyznanie się do winy, pomyłki i przeproszenie dziecka, nie zachwieje twoim autorytetem. Przeciwnie. Da mu nowy mocniejszy fundament.
Przeprosiny z ust rodzica dają dziecku sygnał "jestem ważny, wart zachodu". To oręż, który będzie nieść ze sobą przez resztę życia. To narzędzie, dzięki któremu nie pozwoli innym się ranić.
Zbrodnia i kara
Wrażliwość musi nieść za sobą coś, co jest niezbędne, aby być szczerym nie tylko wobec dziecka, ale także wobec siebie samego. Szczerość wymaga od nas także przyznawania się do błędów, przepraszania, jeśli poniosą nas nerwy i nakrzyczymy na dziecko, czy na innej płaszczyźnie zachowamy się nieodpowiednio.
Przepraszanie dziecka to cenna umiejętność. Równie ważne jest nieganienie go za rzeczy od niego niezależne, czy wynikające z jego naturalnego etapu rozwoju, czy też chęć wyrażania siebie. Dorastaliśmy w przekonaniu, że karma wraca, ale nigdy nie szukaliśmy dobrych rzeczy, Karma zawsze była karą. "Jestem nie dość dobry, więc spotykają mnie złe rzeczy" - takie myśli miał każdy z nas.
A one do niczego dobrego nie prowadzą. Dziecko potrzebuje przewodnika, który pomoże odnaleźć mu właściwą drogę, kiedy się pogubi, kogoś, kto wybaczy drobne potknięcia i pomoże podnieść się po upadku. Mądre przewodnictwo przynosi lepsze efekty, niż trzymanie dziecka w klatce zbudowanej z własnych wyobrażeń.
Sami chętniej współpracujemy z ludźmi, którzy bez robienia wyrzutów i oceny podpowiadają, jak zrobić coś lepiej. Tak, jak w pracy, tak i w życiu rodzinnym każdy z nas woli współpracować z liderem, który stoi za nami i daje wsparcie, niż z kimś, kto karze i beszta za potknięcia. Dziecko wychowane w takim kieracie zrobi co w jego mocy, aby wymknąć się z niego i znajdzie sposób, aby to zrobić.
Sami nie jesteśmy doskonali
Zamiatanie pod dywan własnych błędów często nie ma nic wspólnego z dzieckiem. My nie chcemy o sobie źle myśleć, więc jeśli powinie nam się noga, chętnie szukamy dla siebie usprawiedliwienia, wybielamy się we własnych oczach. Co prawda już wiemy, że dziecko nie zrobiło tego, o co je posądziliśmy, ale na nasze zarzuty zareagowało nieodpowiednio, więc karę lepiej utrzymać w mocy.
Po co przepraszać? A no po to, żeby być szczerym i z dzieckiem i ze sobą. Stworzyć z potomkiem relację, do jakiej tworzenia naszym rodzicom brakowało wiedzy. Nikt nie mówi o zaprzyjaźnianiu się z dzieckiem, bo to wiązałoby się z obciążaniem dziecka swoimi problemami. A ono nie jest gotowe udźwignąć dorosłych spraw.
Dzieci są często zdezorientowane naszym zachowaniem. Stanowczo przecież zabraniamy im ranić rodzeństwo. Sami natomiast w przypływie frustracji wytaczamy ciężkie działa i swoim bliskim wbijamy szpilki pod paznokcie. W dziecku rodzi się wątpliwość, czy rzeczywiście nie można ranić bliskich? Czy może jednak dziecko można? A może dziecko nie jest wcale kimś bliskim?
Jeśli nie przyznasz się do błędu, skąd dziecko ma wiedzieć, że jesteś świadom, że go popełniłeś? Skąd ma wiedzieć, że ranienie go uważasz za błąd? To są rany, które nigdy na dziecięcej duszy do końca się nie zabliźnią. Na zawsze pozostają świeże i odezwą się, kiedy ktokolwiek, choćby otrze się o temat, za który rodzic je zbeształ.
Jeśli nie przeprosisz, zmuszasz dziecko do podjęcia decyzji. Wyboru pomiędzy: mój ból nic nie znaczy, a: muszę zaryzykować większe konsekwencje, żeby walczyć z niesprawiedliwością, która mnie spotkała. Nie jest to decyzja, którą powinno podejmować dziecko. Niezależnie od tego, czy ma kilka, czy kilkanaście lat. Zawsze wysłuchaj tego co ma do powiedzenia. Nie bój się przyznać do błędnej oceny.
Zmuszamy do przeprosin, a sami?
Kilkulatki muszą przepraszać, bo mamusia kazała, nawet jeśli nie czują się winne, co jest absurdem. Bo nieszczere przeprosiny, kiedy dziecko nie poczuwa się do odpowiedzialności, nie dostrzega swojego błędu, nic nie znaczy. Uczy go tylko braku szczerości.
Rodzic jest jedyną osobą, która odpowiada za relacje z dzieckiem. Ono rodzi się ufne, przekonane o tym, że świat jest sprawiedliwy. Kiedy co i rusz trafia na przeszkody, które dowodzą, że jest mniej warte w relacji z najbliższą osobą - z tobą, jego postrzeganie świata trzęsie się w posadach.
Przeprosiny ze strony rodzica, kiedy dziecko czuje się pokrzywdzone, niesprawiedliwie potraktowane, przywraca mu poczucie bezpieczeństwa. Dziecko ma szanse poczuć się ważne i mile widziane. Zastanów się, czego brakowało ci najbardziej w dzieciństwie. Co było najsłabszym punktem twojej relacji z rodzicami.
Czy podświadomie nie robisz tego samego? Czy nie unieważniasz swojego dziecka w waszej relacji, czy twoje dziecko jest rybą bez głosu? Czy może powiedzieć, co je boli, czy ma równe prawa? Złość zdarza się każdemu, każdy z nas popełnia błędy, jednak nie każdy potrafi się d nich przyznać. A jeśli chcesz być lepszym rodzicem - musisz się tego nauczyć.