Osiem lat temu szukała prezentu dla córki. Przypadkiem trafiła na lalki, które zmieniły jej życie. Dziś Barbara Smolińska swoją pracą pomaga kobietom po stracie dziecka. Doceniło ją nawet BBC, umieszczając jej nazwisko na liście 100 najbardziej wpływowych kobiet na świecie.
Pracę Barbary Smolińskiej doceniło BBC, umieszczając Polkę na prestiżowej liście 100 najbardziej wpływowych kobiet na świecie.
Reborning odkryła przypadkiem - szukała prezentu dla córki, znalazła pasję i sposób na życie.
Jak sama mówi, jej celem jest pokazanie, że lalki reborn mogą pomóc w terapii po stracie dziecka, jednak jak zaznacza - to nie jest pomoc dla każdego.
Wszystko zaczęło się niewinnie - od hobby.
Pomysł sam mnie znalazł. Szukałam prezentu dla córki na trzecie urodziny. Zawsze lubiłam ręcznie robione rzeczy z duszą i tym razem też zależało mi na czymś wyjątkowym. Przypadkowo trafiłam na lalki reborn. Wtedy w Polsce zupełnie się o tym nie mówiło. Było zaledwie kilka artystek, które je robiły. Chciałam koniecznie zgłębić temat, dlatego kupiłam pierwszą lalkę. Trochę dla córki, a trochę dla siebie.
Byłam ciekawa, jak te lalki są zrobione. Na żywo robiła niesamowite wrażenie. Zaczęłam je kolekcjonować, ale z czasem zauważyłam, że te, które kupuję, są za mało realistyczne. Początkowo poprawiałam je zwykłymi farbami plakatowymi. Miało to ten plus, że można było je zmyć i spróbować znowu. Zdecydowałam, że kupię potrzebny sprzęt, farby i zrobię pierwszą własną lalkę.
Wtedy to były "tylko zabawki"?
Dla mnie to były bardziej eksponaty kolekcjonerskie, nietuzinkowa forma sztuki. To był świetny sposób na artystyczne wyrażenie siebie. Dbałość o szczegóły i dążenie do perfekcji, były tym, co ciągnęło mnie do reborn najbardziej.
A jak na to hobby reagowało otoczenie?
Moi znajomi, podobnie jak ja, byli zachwyceni realizmem lalek. Natomiast u rodziny czy obcych reakcje były różne. Bardzo szybko zaczęłam prowadzić kanał w serwisie YouTube. Zależało mi, żeby pokazać światu, czym są te lalki. Na początku było sporo negatywnych reakcji. Dla wielu osób ten realizm, to było za dużo. Ludzie pisali, że odczuwają lęk, patrząc na lalki.
A jednak zaczęły się do pani odzywać kobiety po stracie. Pamięta pani tę pierwszą?
Może nie pierwszą, ale jedna pani szczególnie zapadła mi w pamięć. Przez wiele lat z mężem starali się o dziecko. Lekarze nie dawali jej żadnych szans, a mimo to zaszła w ciążę. Niestety urodziła przedwcześnie i chłopiec zmarł dwa miesiące po porodzie. Bardzo ciężko było jej poradzić sobie z tą stratą. Była w terapii, brała leki, jej małżeństwo wisiało na włosku.
Odezwała się pod jednym z filmików, bo lalka, którą wtedy prezentowałam, przypominała jej synka. Po długich rozmowach zdecydowała się ją kupić. Wahała się do samego końca. W dniu wysyłki zadzwoniła do mnie, że jednak rezygnuje. Wtedy dość długo rozmawiałyśmy. Powiedziałam, że jeśli po wyjęciu lalki z pudełka poczuje, że jej nie chce - może ją po prostu odesłać.
Odesłała?
Nie. Dała sobie szansę. Widziałam potem nagranie, jak wielkie wzruszenie wywołała u niej ta lalka. Przepracowała z nią swoją traumę po stracie. Teraz pozbyła się już wszystkich lalek, bo potem kupiła jeszcze dwie. Adoptowali z mężem dwójkę dzieci i na szczęście ich życie się poukładało. Te lalki naprawdę pomagają, ale nie jest to "lek" dla każdego.
Jeśli ktoś patrzy na lale i zupełnie tego nie czuje, to reborn nie pomoże. Trzeba szukać innego sposobu na uporanie się z bólem.
Co mówią te kobiety, którym lalki pomagają?
Wydaje mi się, że reborn zaspokaja potrzebę dłuższego potrzymania dziecka w ramionach, duchowego pożegnania się z nim. Łatwiej im uporać się ze stratą, kiedy powoli odsuwają od siebie smutek. Lalka waży podobnie, jak niemowlę, więc daje namacalny dowód, że ono istniało. To nie jest tak, że one "udają, że dziecko żyje". Patrzą na realistyczną, podobną do utraconego dziecka buzię.
To jest czas, kiedy zaspokajają swoją potrzebę przebierania dziecka, kilka razy dziennie, potem raz, co jakiś czas w przypływie smutku, aż w końcu decydują, żeby lalkę schować. Są i takie, które muszą je sprzedać lub oddać, kiedy kończą żałobę.
Dużo kobiet odzywa się do pani z prośbą o pomoc?
Bardzo dużo. Mam wrażenie, że moja praca, mówienie od lat o tego typu pomocy, przynosi efekty. Zależy mi na tym, aby reborning pokazać jako rodzaj terapii, żeby nie negować tego, że ktoś właśnie tak chce lub czuje, że musi przeżyć żałobę. Kobiety coraz odważniej mówią, że taką mają potrzebę, że czują, że lala im pomoże.
A co psychologowie mówią o reborningu?
Mam kontakt z kilkoma ekspertami, którzy pozytywnie wypowiadają się o takiej metodzie radzenia sobie z żałobą. W dokumencie BBC wypowiadała się psycholożka, która mówiła, że widzi pacjentki, które przychodzą z lalkami i im rzeczywiście ta terapia pomaga.
Ale jeszcze raz przypomnę po pierwsze, to nie jest terapia dla każdego, a po drugie lalki nie leczą zaburzeń psychicznych. Lalka nie wywołuje choroby psychicznej, ale jeśli ktoś ma problemy z prawidłowym postrzeganiem świata, zacierają mu się granice rzeczywistości, to reborn nie pomoże. Tu potrzebny jest specjalista i odpowiednie leczenie.
Z amerykańskich programów typu reality show właśnie taki obraz zapisał się w naszych głowach. Kobieta chorobliwie traktująca lalkę, jak żywe dziecko.
Zdecydowanie. Ale dlatego podkreślam, że to nie jest dla każdego. Z klientkami nim powstanie lalka, dużo rozmawiamy. To zawsze są bardzo przemyślane decyzje, jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby ktoś po dotarciu do niego paczki, postanowił ją zwrócić. Te rozmowy, ustalenie, to bardzo ważny aspekt mojej pracy.
Z wykształcenia jest pani kosmetologiem. Kosmetyczka, jak barman, musi umieć słuchać. Tutaj też przydaje się ta cecha.
Tak, prowadziłam dawniej swój gabinet, ale czułam, że to nie do końca jest to, czym chcę się zajmować do końca życia i szukałam dla siebie innej drogi. Rebornig znalazł mnie sam i rzeczywiście w obydwu zawodach bardzo ważny jest człowiek po drogiej stronie. Trzeba go umieć słuchać, ale i słyszeć, co mówi między słowami.
BBC doceniło pani pracę i umieściło na liście 100 najbardziej wpływowych kobiet świata.
Tak nadal to do mnie nie dociera. Codziennie zadaję sobie pytanie, czym sobie zasłużyłam na takie wyróżnienie. Myślę, że zauważyli moją pracę dzięki projektowi, który robiłam z moją przyjaciółką Karoliną Jonderko. Karolina jakiś czas temu zajęła drugie miejsce w World Press Photo właśnie zdjęciami o reborn.
Ona wspominała o mnie w projekcie i myślę, że tak mnie znaleźli. Jednak ta decyzja, żeby tematyka reborn znalazła się w tym prestiżowym zestawieniu, jest zaskakująca, ale pozytywnie. Jestem bardzo wdzięczna za to, bo jak wspomniałam, zależy mi, żeby rozpropagować temat i pokazać, że te lalki mogą pomóc, a każdy ma prawo przeżywać stratę po swojemu.
Po wyróżnieniu BBC odzywa się więcej osób?
Tak. Głównie mediów. Ale też ludzi, którzy nie wiedzieli o istnieniu lalek, albo nie rozumieli ich idei. Dziś się otwierają, pytają, chcą wiedzieć więcej i nie oceniać pochopnie. To bardzo dobrze, bo mam wrażenie, że to wielka szansa na normalizację tego tematu.
Ile zajmuje proces tworzenia lalki?
Na początku potrzebowałam miesiąca. Teraz pasja stała się moim sposobem na życie. Jedna lalka powstaje około tygodnia, do dwóch. Żeby skończyć w tydzień, muszę pracować w zasadzie od rana do wieczora. Najbardziej lubię, kiedy sama wybieram model i decyduję, jak ma wyglądać. Wtedy dopiero gotową lalkę wystawiam na sprzedaż.
Kto kupuje takie lalki?
Głównie kolekcjonerki, ale pod tym płaszczykiem zwykle skrywa się jakaś wrażliwa duszyczka, która w tych lalkach znajduje jednak jakieś ukojenie. Kolekcja podnosi ą na duchu.
W tym roku wyróżniamy te kobiety, które dokonują resetu – kobiety odgrywające rolę w odkrywaniu na nowo naszego społeczeństwa, naszej kultury i naszego świata - napisało BBC w uzasadnieniu werdyktu.