Byłam w związku z Piotrusiem Panem. Jeśli chcecie mieć dziecko, niech nie będzie nim wasz facet
List do redakcji
18 października 2021, 16:30·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 18 października 2021, 16:30
Troszczysz się o niego, doradzasz, sprowadzasz na ziemię, gdy buja w obłokach. Ale delikatnie, żeby nie podciąć mu skrzydeł. Dbasz, by się nie spóźniał, nie zapomniał o niczym i prawie zawiązujesz mu buciki, gdy przypominasz sobie, że to nie twoje dziecko. To w ogóle nie dziecko. To twój facet, któremu matkujesz, jak umiesz. Typowy Piotruś Pan.
Reklama.
Słodki Piotruś Pan
Gdy poznałam mojego "Piotrusia Pana", czułam się urzeczona. Facet, który jest spontaniczny, głośno się śmieje, umie żyć z dnia na dzień. Nie narzeka, nie planuje z miesięcznym wyprzedzeniem, zawsze ma ochotę by "coś" zrobić. Ma oczy marzyciela, uśmiech małego chłopca i po czasie rozumiem, że to nie jedyne co łączy go z dzieckiem.
Syndrom Piotrusia Pana to termin psychologiczny, nie mogę mieć pewności, czy mój partner dokładnie na to cierpiał, ale w moim rozumieniu był właśnie małym chłopcem w skórze dorosłego mężczyzny. A to, co na początku mnie w nim zachwyciło, okazało się jego największymi wadami.
Na początku czułam przy nim, że żyję. Wszystko robiliśmy bez planu, nagle, zawsze miał na wszystko czas. Później zaczęłam myśleć, że bywam spięta, bo jego wieczny brak organizacji zaczął mnie irytować. Nagły wyjazd we dwoje był fajny, ale nagła wiadomość o niezapłaconych rachunkach i jego zwolnieniu z pracy już nie do końca.
Byłam zakochana, tłumaczyłam sama sobie, że mój Piotruś Pan jest marzycielem, idealistą. Wiedziałam, że może zapomnieć o zakupach, wracając z pracy. Brałam na siebie wszelkie rachunkowe i urzędowe sprawy związane z mieszkaniem, bo on by jeszcze nie wiedział, jak to zrobić.
Gdy zwolnili go z pracy, był załamany tym, że szef go nie docenił. Powiedział, że potrzebuje czasu, by iść do kolejnej. Rozumiałam to, w końcu tak cierpiał, tak się starał, był wrażliwy i zawsze wszystko mocno przeżywał.
Kolejnej pracy szukał... 3 miesiące. Szybko jednak takiej wrażliwości mu zabrakło, gdy to ja zaczęłam być słabsza. Nigdy nie można było na niego liczyć, zawsze, gdy to ja czegoś potrzebowałam, on akurat był zajęty i sam przeżywał kryzys egzystencjalny.
Po pracy wracał zmęczony i grał z kolegami w gry komputerowe. Gdy zrobiłam mu aferę, że zajmuje się głupotami, przerzucił się na obstawianie meczy online. Miały być z tego pieniądze, były kolejne godziny spędzone na zabawie.
Gdy mieliśmy odkładać na wkład własny do kredytu mieszkaniowego, zachował się jak totalny gówniarz. Pierwsze 3 tysiące, które miały być jego oszczędnościami, wydał na... tatuaż. I miał do mnie pretensję, że w ogóle się denerwuje.
Przecież to jego wkład w siebie! A najpierw powinno się inwestować w siebie samego, potem w rzeczy materialne. Szkoda, że na tą rzecz materialną umawialiśmy się wspólnie i miała być inwestycją w związek. Ale Piotruś Pan inwestuje tylko w swoje zabawki.
Nie wychowuj faceta
Im dłużej z nim byłam, tym bardziej widziałam siebie jako jego matkę. Troszczysz się o niego, doradzasz, sprowadzasz na ziemię, gdy buja w obłokach. Ale delikatnie, żeby nie podciąć mu skrzydeł. Dbasz, by się nie spóźniał, nie zapomniał o niczym i prawie zawiązujesz mu buciki, gdy przypominasz sobie, że to nie twoje dziecko. To w ogóle nie dziecko. To twój facet, któremu matkujesz, jak umiesz.
I mimo, że każda z nas dokładnie zna błędy swoich matek, powtarzamy je, do momentu naszego prywatnego dostania kubła zimnej wody na łeb. Dla mnie to była kawa z kolegą z pracy i nie, nie było tak, jak myślicie.
Rozmawialiśmy o tym, że szykuje narzeczonej niespodziankę na urodziny. Posprzątał dom, zaprosił potajemnie wszystkich jej przyjaciół, przygotował jakąś popisową sałatkę, bo nie jest świetnym kucharzem, ale nie o to chodzi. Do tego zaplanował weekend w górach, tak jak ona lubi.
Impreza niespodzianka i wyjazd na dwa dni. Niby nic, a uświadomiłam sobie, że mój Piotruś nigdy by tego nie zrobił. Może kupiłby mi książkę lub płytę na urodziny, może zamówił w ostatniej chwili pizzę do domu. Na resztę nie miałby czasu, pomysłu, idei...
I postanowiłam, że czas dorosnąć. Nie, nie ciągnąć go w górę. Zostawić chłopca i poszukać mężczyzny, który będzie partnerski, ale też o mnie zadba. I mam przekaz do wszystkich kobiet, które matkują swoim facetom – nie dajcie się upokarzać dla "dziecka", które nigdy nie dorośnie.