Początek roku szkolnego to często czas zmian w funkcjonowaniu grup w przedszkolu. W niektórych placówkach dzieci, które dotąd spędzały czas w grupach łączonych, zostają podzielone na roczniki. To dla przedszkolaków duży stres, rozdzielenie z kolegami, często zmiana pani. W placówce, do której uczęszcza córka Marcina, zmian było jeszcze więcej.
We wrześniu grupę przedszkolną podzielono na dwie. Pięciolatki zostały bez wychowawczyni.
Dyrekcja placówki ma ręce związane przez system, a dzieci cierpią. Sytuacja wydaje się patowa.
Wytłumaczenie pięciolatce, która czuje się potraktowana niesprawiedliwie, że tak to już w życiu jest, nie jest proste.
Nowa grupa, nowa pani
Córka Marcina Zagadło, poety i publicysty Gazety Wyborczej, chodziła dotąd w przedszkolu do grupy łączącej dzieci z różnych roczników. We wrześniu dzieci podzielono ze względu na wiek.
"(...) grupa została w tym roku podzielona, ponieważ były w niej dzieci z różnych roczników. Wiązało się to z rozłąką z koleżankami, zmianą sali (z dużej i przestronnej) na małą i prowizorycznie przystosowaną na przyjęcie nowo utworzonej nielicznej grupy dzieci z młodszych roczników, do których należy moja córka" - czytamy w poście mężczyzny.
Pięciolatki znalazły się też pod opieką nowej nauczycielki. Kobieta jednak jeszcze we wrześniu przestała pracować, jak czytamy w tekście zamieszczonym przez tatę dziewczynki w internecie, z "uzasadnionych powodów". W efekcie przedszkolaki nie mają stałej nauczycielki, panie z różnych grup zajmują się nimi rotacyjnie, w zależności od tego, która z nich akurat może przyjść do grupy.
Dokładnie wiem, o czym pisze Marcin, bo u jednego z moich synów była podobna sytuacja. Nauczycielka poszła na zwolnienie, wiadomo było, że na dłuższe. Jednak jej lekarz uznał, że takowe będzie przedłużać co tydzień. W efekcie związał więc ręce dyrekcji, która nie mając pewności, czy pracownica wróci, nie mogła zatrudnić nauczyciela na zastępstwo.
Zachwiana stabilizacja
Codziennie była inna pani. Nigdy nie wiadomo, która dziś. Czasem w ciągu jednego dnia nauczycielki zmieniały się kilka razy. Placówka robiła bowiem, co w jej mocy, aby dzieciom zapewnić opiekę w ramach grafiku nauczycielek, które tam pracowały. U nas ta sytuacja trwała od końca września do połowy grudnia.
Dla dzieci ciągłe zmiany to spory stres. Do spokojnego rozwoju dziecko potrzebuje stabilizacji, która daje poczucie bezpieczeństwa. W życiu 4-, 5-latka zachodzi ciągle mnóstwo zmian, dziecko uczy się w tym czasie wielu nowych rzeczy. Aby te procesy mogły przebiegać bez zakłóceń, potrzebna jest stabilizacja.
Dla dziecka ogromne znaczenie ma przywiązanie i zaufanie do opiekuna. To tworzy idealne środowisko do rozwoju. Nauczycielkę w przedszkolu dzieci nie bez powodu nazywają "ciocią". Dla nich jest jak członek rodziny, ktoś bliski, podpora. A zarówno w grupie córki Marcina, jak i u mojego syna, takiej podpory zabrakło.
Każdy dzień jak loteria
Dziś myślę sobie, że mój syn miał sporo szczęścia w tamtym okresie. Zawsze miał zajęcia w tej samej sali, z tymi samymi dziećmi, stała była też pomoc, zmieniały się tylko nauczycielki. Wiadomo, dzieci jedne lubiły, inne mniej, ale miały poczucie, że te panie są ich gośćmi i w końcu dostaną własną. W sali mieli przypisane szafeczki, miejsce przy stoliku. Zawsze te same, stałe i niezmienne.
Córka Marcina nie może na to liczyć. "Zatem codziennie rano moja córka nie wie, do jakiej trafi grupy (jest ich mało i zanim się zbiorą, są rozsadzani po różnych salach) nie wie jaka przedszkolanka będzie się nimi opiekowała, wie natomiast, że wszystkie inne grupy były już na wycieczce, a jej grupa nie była i nie pojedzie, bo grupa za mała (to cytat z rozmowy z dyrektorką przedszkola), być może dołączeni zostaną do innej grupy (znów "inna grupa", "inna opiekunka")" - pisze tata pięciolatki.
Jak wynika z opisu, zdarzyło się już nawet, że dla dziewczynki nie starczyło miejsca przy stoliku, więc śniadanie jadła przy biurku nauczycielki. Pięciolatka coraz mniej chętnie chodzi do przedszkola, bo - jak mówi - to, co ją spotyka, jest niesprawiedliwe.
Czy dziecko to zrozumie
Marcin ironicznie zastanawia się, czy swojej córeczce może powiedzieć: "Musisz przyjąć do wiadomości, że jesteś tylko częścią systemu i to, że masz uczucia, że przywiązujesz się do ludzi, że czujesz strach, obawę, niepokój, że przeżywasz stres, systemu, ani tych, którzy go reprezentują, nie obchodzi".
Jak słusznie zauważa mężczyzna trudno mieć pretensję do władz placówki, którym przepisy w swoisty sposób związują ręce. Bo dyrekcja, nie mając wiedzy, że obecność nauczycielki zapowiada się na dłuższą, bo np. jest w ciąży i nie może pracować, albo poważnie zachorowała i leczenie wymaga dłuższej nieobecności, nie może zatrudnić zastępstwa.
Jednak władze placówki nie mogą zapytać pracownika na zwolnieniu, jakie ma dalsze plany, bo to narusza kodeks pracy. Więc wszyscy żyją w zawieszeniu. W tym pięcioletnie dzieci, którym naprawdę trudno to wszystko wytłumaczyć.
"Piszę o tym, ponieważ mam wątpliwości, czy w wieku pięciu lat dziecko powinno mieć już świadomość i wiedzę o tym, że życie jest do niczego, a dorośli często zawodzą i nie można na nich liczyć?" - kończy smutno Marcin.
Dzieci potrzebują rutyny
Dziecko, niezależnie od tego, czy jest niemowlęciem, czy przedszkolakiem, potrzebuje rutyny. Stałej sali, swojego miejsca przy przedszkolnym stole, tej "cioci", która wie, że nie lubi marchewki, ale kocha paprykę. Te pozorne drobiazgi stanowią dla dziecka filary codzienności.
Dziecko, które wie, co je czeka, jest spokojniejsze, czuje się akceptowane, kochane, ma najlepsze warunki do rozwoju. Ciągłe zmiany opiekunek i "rzucanie" z sali do sali zaburzają to poczucie bezpieczeństwa. Sprawiają, że przedszkolak, zamiast zajmować się poszerzaniem wiedzy i zdobywaniem umiejętności, zamartwia się, co wydarzy się za chwilę.
W podobnej sytuacji, jak córka Marcina jest niestety wiele dzieci. A wystarczyłoby troszkę uporządkować system.